jestes dla mnie wielka dama ta jedyna ta wybrana

Jestes ta jedn - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Wielka dama tańczy sama - Anna Jantar zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Wielka dama tańczy sama. jesteś powietrzem. które drzewa pieści. rękoma z błękitu. jesteś skrzydłem ptaka. który nie trąca liści. płynie. jesteś zachodnim słońcem. pełnym świtów. bajką ze słów które mówi się. Unbegrenzt Ty Jesteś Ta Wybrana von Limith anhören oder in Hi-Res Qualität auf Qobuz herunterladen. Abonnement ab 12,50€/Monat. The repeated refrain "Aj aj aj aj aj Ta szalona dziewczyna, która kręci mnie" ("Ooh ooh ooh ooh ooh, that crazy girl who turns me on") further emphasizes the singer's infatuation with his partner. Line by Line Meaning nonton film all of us are dead sub indo lk21. Ta jedyna LyricsTylko ona mnie potrafi wybudzić ze snuTylko ona kontroluje znów każdy mój ruchTylko ona, ta niewinna, zjawiskowa, serce schowa i nie oddaI wywoła w nim pożarPokochałem ją będąc niemowlęciemDziś jako mężczyzna wciąż jestem na jej skinienieWprowadziła mnie w podziemieMogę wyjść stąd kiedy chcęI choć się od niej nie uwolnięTo ja wyjdę, ona nieJestem jej cieniem, a ona moją dusząI choć kiedyś zaśniemy, ona będzie tańczyć kuszącSwoim strojem, ja się boję, że będę musiał się pożegnać z niąLedwo ustoję, bo to będzie dla mnie za duży ciosMam swoje fobie, a ona zajmuję tę część lwiąBo ma swój majątek, a moje serce to jest marny groszDała mi tyle że, mało co robię na swój kosztChce dać jej tyle, żeby do końca być tylko z niąZ tą jedyną, do drogi z której się nie wracaI wtedy weźmie innych do tego diabelskiego tańca(tego diabelskiego tańca, tego diabelskiego....)Tańca którego nikt nie zna krokówI rok po roku wszyscy wymyślają swoje wokółNie chce być jak ogół, choć wymyśliłem swójI mój strój, ma idealny krójNa mój grób, nie nieście kwiatów, tylko przyprowadźcie jąChce by jej piękno, było dla wszystkich ozdobąChce usłyszeć jej głos, i w głowie znów mieć tylko toChce po prostu żeby była znów mą królowąTak jak teraz jest, to jest piękneTa jedyna, ta przy której miękneChoć nie chce biec to biegnę, chce stworzyć z nią legendęI razem tworzyć bezsens, i tworzyć jeszcze i jeszczeJej ciało piękne w każdym calu bezbłędneJakie to piękne że zakochuje się codziennieChciałbym o niej zapomnieć, i poznać ją na nowoBo odkrywanie jej jest największa przyjemnościąKażde jej słowo, zapisuje i chowam głębokoNa pohybel wszystkim bogom, tylko ona jest mą drogąTylko ona jest najdroższąJest najdroższą, choć nie jest osobąI w brew pozorom, tylko z nią mogę być sobąOna jest podczas deszczu tęczą, podczas płaczu chusteczkąJak jem to je ze mną, pobudka przy niej to codziennośćGdy jest ciemno to ona jest mym światłem, nigdy nią nie pogardzęNawet z nożem na gardle, nawet gdy będziesz mnie torturowałZatruta nią głowa, i szczerze dziękuje że wysłuchałeś do końca Sandra umawiała się z kolegą na seks przez dwa lata. Wiedziała, że to nie jest związek, ale była mu wierna tak, jakby była jego dziewczyną. Gdy opisała swoją historię, usłyszała, że ma uciekać jak najdalej. Źródło: 123RF, fot: Kaspars GrinvaldsSandra i jej kolega znają się od 7 lat. To z nim dziewczyna straciła dziewictwo. Od wielu miesięcy regularnie ze sobą sypiają. Codziennie się kontaktują, piszą do siebie godzinami. Przez chwilę nawet mieszkali razem, w wynajętym mieszkaniu. Sandra nie chciała wierzyć, że to tylko zwykły seks - choć była świadoma, że nie są w oficjalnym związku. Gotowała dla niego, prała i sprzątała. Dawała, co tylko chciał. A potem z dnia na dzień on się odciął, zablokował numer telefonu i możliwości pisania przez media społecznościowe."Boli mnie to bardzo mocno" - pisze dziewczyna na forum portalu Kafeteria. - "Odechciało mi się seksu. Chociaż i tak na seksie mi nie zależało, tylko na nim. Byłam głupia i myślałam, że z czasem mnie pokocha. (...) Czułam się przy nim wyjątkowo i zachowywaliśmy się prawie jak para, chociaż nią nie byliśmy. I nagle, gdy nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy, wspólny znajomy napisał do mnie, czy ja się z nim już nie spotykam, bo kilka razy widział go z inną dziewczyną na mieście. I takim oto cudem dowiedziałam się, że jest nas dwie i że on nas dwie okłamywał. Spotkałam się z nim i wygarnęłam, że wszystko wiem, a on odpowiedział na to: 'No widzisz, tak bywa czasami'. Poszedł sobie i mnie wszędzie zablokował".Sandra opisała swoją historię, szukając pomocy i rad dotyczących tego, co powinna zrobić w takiej sytuacji. Osoby, które jej odpowiedziały, w większości uznały, że "sama jest sobie winna"."Dopóki wy kobiety nie zrozumiecie, że seks układy nie rokują na związek w przyszłości, to będziecie cierpiały" - napisał jeden z mężczyzn, wypowiadających się pod postem dziewczyny. "Jeżeli mężczyzna ciebie kocha, to chce cię całą, a nie tylko seksu z tobą - czemu dla niektórych kobiet to takie trudne do zrozumienia? W zdecydowanej większości przypadków seks układ nie kończy się niczym więcej. W waszym interesie, kobiety, podkreślam w waszym najlepszym interesie jest niewchodzenie w seks układy, bo to jest relacja, na której zyskuje tylko jedna strona! (...) Rok zmarnowany w seks układzie, to rok, przez który można by poznać wartościowego człowieka, który być może by ją pokochał, a nie szukał tylko bzykania i niczego więcej, a gdy się znudził, to sobie poszedł".Kolejnym argumentem przeciwko Sandrze było to, że nie bez powodu rozróżnia się seks układ od związku. Według internautów, ten pierwszy jest w domyśle pozbawiony uczuć, ma się skupiać na fizycznej przyjemności. Drugi natomiast powinien być w całości oparty na uczuciach, a seks ma być tylko jedną z wielu składowych takiej relacji. Dlatego dziewczyna nie powinna się spodziewać więcej po swoim i tutaj pojawiły się sceptyczne głosy. Według wielu kobiet, tak to wygląda tylko w świecie idealnym. Rzeczywistość jest bardziej brutalna."Gdyby tylko było tak schematycznie, jak to opisujesz..." - odpowiada na historię jedna z kobiet. "Tak, fajnie, gdyby każdy związek opierał się na uczuciach, a nie dlatego, żeby tylko mieć kogoś, bo: nie chcę być samotnym, bo już mam swoje lata, bo mama mówiła, że to fajny chłopak będzie, itp. Owszem, niektórzy faktycznie mają związki z miłością powiązane. No, ale to tylko niektórzy".Znalazły się też i głosy, które obroniły decyzję Sandry. Według niektórych internautów, jeśli dziewczyna była zakochana w swoim koledze, to większą krzywdą byłaby dla niej całkowita rezygnacja z jakiegokolwiek układu z nim. A tak miała chociaż namiastkę związku. "Zależy, co dla kogo jest większą krzywdą" - piszą jakie jest wasze zdanie na ten temat? Przeżyliście kiedyś podobną historię? Wyślijcie nam swoje odpowiedzi przez serwis jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści. Jestem dzielna jak żołnierz na polu walki. Tak o sobie myślałam, kiedy spacerowałam nocą w szpitalu, obolała po cesarskim cięciu, z dzieckiem na ręku. Wszystko mnie bolało, byłam zmęczona i głodna. Umiem wyczarować w kuchni coś z niczego. Często wystarczą mi dwa kwadranse, by ze skromnych zapasów w spiżarni czy lodówce przygotować coś niezwykłego. Umiem więc nakarmić głodnych - tak konkretnie, realnie i… smacznie. To jedna z wielu typowo kobiecych umiejętności, jakie posiadam. Zorientowałam się ostatnio, że jestem z tego mniej dumna niż z tego, że kiedyś, jeden jedyny raz w życiu udało mi się... naprawić spłuczkę, czyli stawić czoła zadaniu, uważanemu według stereotypów za typowo męskie (choć umówmy się - nie mające w sobie nic nadzwyczajnego). Może dlatego, że fajnie się o tym opowiada? Z kolei te godziny, spędzane każdego dnia w kuchni, wydają mi się niewarte uwagi, mimo że mają przecież bardzo konkretny skutek. Podobnie jest czasem, gdy myślę o innych. Kiedy czytam o siostrze Mary Kenneth Keller, zakonnicy, matematyku, fizyku i informatyku w jednym, myślę: "Wow, ale zdolna!". Gdy czytam o Poświatowskiej, myślę z kolei : "No tak, wrażliwa. Artystka". Oczywiście, zachwyca. Ale nie zadziwia tak bardzo i nie zapada w pamięć. To trochę jak u Szymborskiej: Muzo, nie być bokserem to nie być wcale. Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam. (...) Kobiety rade zemdleć w ten jesienny wieczór, zrobią to, ale tylko na bokserskim meczu. Dantejskie sceny tylko tam. I wniebobranie. Muzo. (Wieczór autorski) Nie wiem, na to powszechne, ale ja czasem łapię się na takim myśleniu i widzę je u innych. Kobieta łamiąca schematy i odnosząca sukcesy w dziedzinach zdominowanych przez mężczyzn budzi szacunek. Z kolei mężczyzna wchodzący w role, przypisywane stereotypowo kobietom, nie budzi już tak wielkiego zachwytu. Czasem nawet zamiast tego pojawia się zakłopotanie i podejrzliwość. Wiele osób nie będzie miało problemu z tym, że dziewczynka bawi się samochodzikami, ale już chłopiec z lalką i wózkiem będzie prowokował do komentarzy i dawania dobrych rad (wiem to z doświadczenia). Tymczasem mój siedmioletni syn, pytany o to, kim chce zostać w przyszłości, mówi, że chce być tatą. Nie tylko naukowcem i wynalazcą, ale kimś, kto wie, jak opiekować się dziećmi. Dla mnie, żony mężczyzny, który bardzo dobrze radzi sobie w roli taty, to bardzo cenne słowa. Wracając jednak do oceny wchodzenia w różne życiowe role - jak często to, co jest przejawem naszej kobiecości jest dla nas powodem do dumy? I dlaczego niewiele z nas chwali się tym, że codziennie robi fantastyczne śniadanie do szkoły dla swoich pociech? Albo że z uwagą wysłuchało płaczącego dziecka i skutecznie je pocieszyło? Że jest mistrzynią świata w przytulaniu na dobranoc albo śpiewaniu kołysanek? Nie wiem, jak jest z Wami, ale mnie dużo częściej ciągnie do tego, by udowadniać, że jestem dzielna jak żołnierz na polu walki, albo zaczynać walkę na argumenty, gdy ktoś mówi, że jeżdżę "jak baba". Tymczasem ja jeżdżę "jak baba" i wcale nie oznacza to, że nie umiem prowadzić samochodu. Mam prawo jazdy od 16 lat i uważam siebie za doświadczonego kierowcę. Jestem ostrożna, zwłaszcza gdy wiozę z sobą najcenniejszy na świecie ładunek w postaci moich dzieci. Jeżdżę "jak baba", ale to żaden powód do wstydu, co potwierdzają również dane Komendy Głównej Policji (polecam poszukać na przykład na stronie statystyk z roku 2015) . I wiem, że wchodzę teraz na bardzo grząski grunt, ale wcale nie chcę w tej chwili spierać się o to, kto jest lepszym kierowcą. Chcę tylko (już zawczasu) pozdrowić wszystkich niecierpliwych, którzy koniecznie próbują wyprzedzić mnie, nawet jeśli jadę autostradą z prędkością 130 km na godzinę i którzy opowiadają dowcipy o blondynkach za kółkiem. Jestem też dzielna jak żołnierz na polu walki, ale w zupełnie inny sposób, niż obrazują to filmy wojenne. Może to dziwne, ale właśnie o żołnierzach myślałam, spacerując nocą po sali w szpitalu położniczym, obolała po cesarskim cięciu, z dzieckiem na ręku. To była jedna z wielu nocy, w czasie których na sen poświęciłam dużo mniej czasu niż na czuwanie. Wszystko mnie bolało, byłam zmęczona i głodna. Ale byłam też szczęśliwa, patrząc na spokojny sen mojego syna. I byłam z siebie dumna. Nie potrzebowałam do tego złotego medalu w kategorii "Matka Roku", pochwał i fanfar. Po prostu to czułam - dumę i siłę płynącą z tego, że jestem dzielną kobietą stawiającą czoła drobnym przeciwnościom, w spokoju (albo przynajmniej względnie spokojnie) ogarniającą wiele rzeczy na raz. Pomyślałam wtedy, że to tak krańcowo różne od sytuacji na polu walki, gdzie na żołnierza czeka jedno konkretne zadanie: "Do ataku!". Na mamę małego dziecka czeka tych zadań dwadzieścia, często naraz albo jedno po drugim. Zwycięstwa są małe i zauważane przez niewielu. Porażki - często głośno komentowane. A jednak dajemy radę. Z siłą, odwagą i skutecznością. I to jest piękne… Piszę to wszystko, bo zastanawiam się, kiedy ostatnio zachwyciłaś się sobą, taką jaką jesteś. Niezależnie od tego, czy idziesz pod prąd i działasz wbrew stereotypom, czy też uważasz się za kogoś "bardzo zwyczajnego". Niezależnie od tego, czy jesteś inżynierem, poetką czy mamą na cały etat. Ile jest w Tobie oceniania tego, z czego powinnaś być dumna, a co jest "tylko takie zwyczajne?". A ile radości z tego, że potrafisz coś zrobić, że odnosisz małe sukcesy, że coś sprawia Ci radość? I czy zdarza Ci się w swoim pamiętniku albo tylko w myślach pisać: "Ech, nie być nadzwyczajną, to nie być wcale?"... Wpis ukazał się pierwotnie na blogu chrześcijańskiej mamy Majki Moller - aktywnej zawodowo mamy dwójki dzieci, dentystki i magister psychologii. Od lat zakochanej w swoim mężu, od zawsze i z wzajemnością - w życiu i górach. Współautorki książki "Ile lat ma Twoja dusza?" Czasami spotykamy kobietę, która okazuje się być tą jedyną. Spełnieniem naszych marzeń i ideałem, którego szukaliśmy przez całe nasze życie. Tego typu spotkania są często zupełnie nieoczekiwane. Niemniej jednak zawsze nas zmieniają. Natura stworzyła nas w taki sposób, że dwie z pozoru różne połówki, mogą połączyć się w doskonałą całość. Poszukiwanie tej drugiej połowy często okazuje się być naprawdę trudnym wyzwaniem. Ale uwierz mi, będziesz wiedzieć, że znalazłeś swój ideał, jeśli będziesz w stanie o niej powiedzieć 11 poniższych rzeczy. #1 Zawsze Cię wspiera Każdy mężczyzna potrzebuje kobiety, która będzie go wspierać i doradzać w razie potrzeby. Często mówi się, że za każdym wielkim człowiekiem stoi jeszcze większa kobieta, i coś w tym jest. Kobieta wprowadza sens i kierunek w życiu mężczyzny. To właśnie dla kobiety mężczyzna stara się być lepszy i mądrzejszy. #2 Jest piękna Jeśli ona jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałeś – w zależności od Twojego gustu (i nikogo innego) – trzymaj się jej. Są ludzie, którzy przykładają zbyt wiele uwagi do czyjegoś wyglądu, a są tacy, dla których piękno zewnętrzne nie ma żadnego znaczenia. Jednak istoty ludzkie rozkoszują się nawzajem pięknem tak długo jak są w stanie widzieć i nie należy się tego wstydzić. Powinniśmy jednak zdawać sobie sprawę, że choć piękno zewnętrzne ma znaczenie, to nie jest to najważniejsza cecha, za którą należy kogoś cenić. #3 Jest miła i uprzejma Jeśli Twoja wybranka potrafi bezinteresownie pomagać, każdego traktuje z szacunkiem i troszczy się o osoby, na których jej zależy, powinieneś wiedzieć, że znalazłeś bardzo wartościową dziewczynę. I tylko z kimś takim możesz stworzyć związek na całe życie. #4 Jest energiczna Czasami życie jest skomplikowane. Bywa i tak, że pojawia się w nim nuda i monotonia. Jeśli Twoja ukochana jest żywa i energiczna, na pewno zrobi wszystko, aby Wasz związek ciągle się rozwijał. Z nią na pewno przeżyjesz niejedną przygodę! #5 Kocha Cię najbardziej na świecie Jest to najważniejszy warunek z całej listy. Jeśli kobieta kocha Cię całym sercem i chce iść z Tobą przez życie, nie zaprzepaść tej szansy. Miłość to najpiękniejsza i najcenniejsza część naszego życia, bez niej cała reszta traci sens. #6 Potrafi pójść na kompromis Wiadomo, że nikt z nas nie jest idealny i każdy ma w sobie coś z uparciucha. Ważne jest, aby pomimo dzielących nas różnic, starać się znaleźć rozwiązanie, które nie będzie krzywdzące dla żadnej ze stron. Sztuka kompromisu jest niezwykle ważna w każdym związku, bez niej prędzej czy później Wasz związek przestanie istnieć. Pamiętaj, że nie tylko Twoja ukochana ma umieć pójść na kompromis. Również Ty musisz nauczyć się tej sztuki. #7 Dzięki niej czujesz, że jesteś we właściwym miejscu Przy boku ukochanej osoby, czujesz się wyjątkowo, tak jakbyś znalazł się w innym świecie. Czujesz, że jesteś tam gdzie powinieneś być i oprócz Twojej kobiety nie potrzebujesz nikogo i niczego. To właśnie u jej boku czujesz się kompletny. Jeśli w jej oczach widzisz odzwierciedlenie swojej duszy, to znak, że znalazłeś prawdziwy dom. #8 Kiedy nie masz racji, nie boi Ci się o tym powiedzieć Każdy mężczyzna potrzebuje kobiety, która wskaże mu sytuacje, w których zachowuje się głupio. Chłopaki mają tę dziwną zdolność do podejmowania niewłaściwych decyzji i do robienia głupich rzeczy. Jeśli kobieta u Twojego boku, potrafi zwrócić Ci uwagę, że się mylisz, Twoje życie będzie tylko lepsze- nawet jeśli czasami jest to frustrujące. #9 Ma silny charakter Każdy z mężczyzn szuka kobiety, do której pasuje jego idealne wyobrażenie, ale w każdym przypadku oznacza to jakąś kombinację siły i kobiecości. Kobieta z silnym charakterem jest dokładnie tym, czego potrzebuje każdy mężczyzna. A ta, która wyraża swoją kobiecość w sposób, o którym ona zdecyduje to… także idealne rozwiązanie. Te dwie cechy nie są ze sobą sprzeczne – w rzeczywistości mogą łączyć się w idealny sposób. #10 Ma własne pasje Osoby, które mają w swoim życiu jakieś pasje, są bardziej twórcze i wrażliwe. Jeśli Twoja dziewczyna ma pasje, powinieneś umieć to docenić. Być może dzięki niej sam odnajdziesz własne hobby, bądź połączy Was wspólna pasja, dzięki której Wasz związek stanie się jeszcze mocniejszy. #11 Jest dla Ciebie wszystkim Kiedy poznajemy miłość naszego życia i się w niej zakochujemy, nie potrafimy wyobrazić sobie bez niej życia. I choć nie umiemy wyjaśnić tego w logiczny sposób, powinniśmy dbać o to uczucie. Jeśli jesteś świadomy tego, że Twoja ukochana wiele dla Ciebie znaczy, nie zaniedbuj Waszej relacji i nie pozwól jej odejść. Możesz nie dostać drugiej szansy i do końca życia żałować, że pozwoliłeś odejść tej jedynej. Przez pierwsze piętnaście minut spotkania z Beatą Tyszkiewicz nie mogłyśmy oderwać wzroku od jej nosa, idealnego jak u piętnastolatki. Starość? Jeśli w ogóle jej dotyczy, to tylko w wydaniu luksusowym. Nie mamy tu na myśli dostatku materialnego, w który opływała tak często, jak potrafiła się bez niego obejść. Ona emanuje luksusem dojrzałości, kobiety spełnionej w związku z samą sobą, po przejściach, które przyjmowała z uśmiechem na twarzy, płynąc. Etykietka damy, którą przypięto jej dawno temu, zdaje się ją mocno uwierać, chociaż z drugiej strony tak właśnie funkcjonuje w mediach i zbiorowej świadomości Polaków: jako dama. Ona dobrze o tym wie, i potrafi to wykorzystać. Niektórzy twierdzą, że cynicznie. Beata Tyszkiewicz wcale nie ukrywa, że jest realistką. Podczas kolejnych rozmów z nami raczej się asekurowała. Kluczem do niej, swoistym wytrychem, okazała się tymczasem... klamerka do bielizny. Bo pani Beata bez ogródek wyznała, że podczas sesji zdjęciowych używa klamerek do spinania skóry szyi. Przedkłada ten sposób nad wymyślne liftingi, którym regularnie poddaje się sporo jej koleżanek po fachu. - Mocniej, może boleć - instruowała w trakcie naszej sesji, gdy zbyt lekko ściskaliśmy jej szyję od tyłu. Z pomalowanymi na niebiesko ustami, z nieodłącznym cienkim papierosem w ręku i kawą, którą popijała przez słomkę, Beata Tyszkiewicz wyglądała zjawiskowo. Był w tym szyk, którego nie można się nauczyć w szkole savoir-vivre'u. Naturalność, na jaką pozwolić sobie może wyłącznie piękna kobieta. Wreszcie: dążenie do perfekcji, które bywa zbawieniem, ale też udręką. Beata Tyszkiewicz/ fot. TVN/ Cezary Piwowarski Hanna Rydlewska: Ile pani ma lat? Zdaje się, że 69. To nie wypada - pytać o wiek? Nie, dlaczego. To nie jest żadna wstydliwa kwestia. Jak pani sobie radzi ze swoim wiekiem? Wiek to bardzo względna rzecz. Wiele lat temu, we Wrocławiu, miałam zdjęcia do Stawki większej niż życie. Jak zwykle towarzyszyła temu pewna publiczność, stojąca za pasami. I usłyszałam taką rozmowę: "Ile ona może mieć lat? Trzydziestkę to na pewno. Przecież jak ja byłam w szkole, to ona już grała w filmie". Szkopuł w tym, że ja też byłam wówczas w szkole, bo tak szybko zaczęłam grać. Moje rówieśniczki, które ze mną dorastały, dojrzewały, a teraz się - powiedzmy - starzeją, zawsze dodają mi z tego powodu lat. Zresztą obserwuję ostatnio ciekawe zjawisko. Pary matek z córkami, w których to córki wyglądają starzej od matek. Widać niby, że one są młodsze o generację, ale w matkach jest coś bardziej młodzieńczego. Matki się pilnują, świetnie się noszą, są jeszcze z pokolenia kobiet, które ubierały się po dziewczęcemu. Ja zawszę mówię, że zajmuję się w życiu pracą nad swoim charakterem. Zmuszam się czasem do robienia rzeczy, na które nie mam ochoty. Ale wszystko co robię, staram się robić dobrze. Zależy mi też na tym, żeby spełnić oczekiwania ludzi, z którymi się spotykam. Czasem mi się zdarza, że jakaś dziennikarka mówi: Bardzo dziękuję za czas, który poświęciła mi pani na rozmowę. Wtedy odpowiadam: "Przecież pani poświęciła mi ten sam czas, swój czas. Chciałabym, żeby ludzie nie mieli poczucia, że ten czas trwonią. Mówiłam już tyle razy o swoim życiu, że musiałabym zacząć zmyślać, żeby was czymś zaskoczyć. Jakaś zaginiona siostra Mulatka by się przydała (śmiech). To jednak dosyć jednostajne - wciąż mówić o sobie. Po pierwsze, trzeba mieć dystans, tak jakby się mówiło o kimś obcym. Bo jmówiąc o sobie, chciałabym wspomnieć, że strasznie mi dzisiaj rano nawalało kolano. Ale to nikogo nie interesuje. Bo prawda jest przecież strasznie nudna. Agata Nowicka.: Nie drażnią pani pewne ograniczenia, które wiek implikuje? No tak, wiek to również brak dyspozycji. Ale tak po prostu jest. Wszystko zależy od zaangażowania. Jestem w stanie wykroczyć poza ograniczenia swojego wieku, jeśli czuję silną motywację. Czas dla aktorki płynie chyba nieco szybciej? Kochanie, to jest tak, jak z Brigitte Bardot. Była bożyszczem Francji, ale całe życie ją gnębiono. Liczono jej obsesyjnie te uciekające lata. I te torty, które zjadała. Ludzie nie mogli się doczekać, aż ona się zestarzeje. I wreszcie, udało się. Słońce ją spaliło, wszyscy są zadowoleni. Przecież to nie o to chodzi! Trzeba swój wiek przyjmować jako coś naturalnego. Nie będę udawać, że mam 27 lat. Przysięgam wam, że bardzo często tak się czuję, a naiwna jestem tak, jakbym miała 18. Muszę mieć jednak swój rozsądek. Widocznie ja wewnątrz siebie, w środku, żyję bardzo młodo. Czy to nie jest tak, że kobietom-aktorkom nie wolno się dzisiaj zestarzeć? Danuta Szaflarska ma sporo lat. Irena Kwiatkowska mając ponad 90 lat zrobiła tournee po Ameryce. Nina Andrycz grywa w teatrze. A kto się chciał zestarzeć, ten się zestarzał. Istnieje jakaś recepta na starość? Żeby być starym, czy żeby być młodym, będąc starszym? (śmiech) Jak będę się starzała, to wam odpowiem na to pytanie. Mówi pani o tym wszystkim z taką lekkością. A wielu ludzi, także młodych, zmaga się dzisiaj z obsesjami chorób, śmierci. Cóż, można się gnębić od urodzenia. Mam koleżankę, która powiedziała, że nie może zdecydować się na dziecko, bo rodząc je, skazywałaby je jednocześnie na śmierć. Proszę bardzo, świetna metoda, żeby się wytłumaczyć. Jednak tak przecież jest. Dajemy nowe życie, ale w pakiecie ze śmiercią. Tylko czy to znaczy, że nie żyć w ogóle, to więcej niż żyć? Boi się pani śmierci? Myślę, że każdy w jakimś sensie odczuwa lęk przed niewiadomą. Nie rozczula się pani nad sobą. Ja nie mam takiego komfortu, żeby się nad sobą rozczulać. Osoby, które to robią, słabną. Budowanie charakteru, hartowanie go - oczywiście, jest potrzebne. Ale trzeba też czasem umieć okazać słabość. Superkobieta która radzi sobie ze wszystkim sama, buduje pewien dystans do świata. To rodzaj wyniosłości. Staram się nie okazywać słabości. Jestem przeciwna grzebaniu we własnych problemach. Moim zdaniem teoria, że należy ze sobą mnóstwo rozmawiać, brać problemy pod lupę, jest błędna. Wychowałam swoje dzieci wzrokiem. Aprobata lub brak aprobaty. Awantury były zbędne. Nie tworzyło to w domu dusznego klimatu? Nie, w istocie to dawało dzieciom absolutną swobodę. Same dokonywały wyborów, chociaż ja byłam gdzieś obok i to kontrolowałam. Wszystko, co robimy w życiu, jest kwestią naszych wyborów. Wybieramy, co robimy, gdzie mieszkamy, co jemy, z kim się przyjaźnimy, w co się ubieramy. Takie jest nasze życie, jakie sami sobie wybierzemy. Oczywiście, nie da się wykluczyć niespodzianek. Czyli jeśli komuś w życiu się nie wiedzie, to znaczy, że dokonuje złych wyborów? Może tylko winić samego siebie? Jak ktoś mieszka w sublokatorskim pokoju i jest szczęśliwy, to wcale nie znaczy, że dokonał złego wyboru. Bo to nic nie znaczy. A jeśli jest nieszczęśliwy nie z powodu pieniędzy, ale uczuciowo? To pewnie dokonał niewłaściwych wyborów (śmiech). Moja mama zawsze powtarzała: najważniejsze w życiu jest to, żeby nie przechodzić obok szansy. Nie można tak myśleć - jak nie teraz, to później. Ale później, to czasami też ciekawiej. Dojrzały wiek ma też swoje przywileje? Tak. To doświadczenie, pewna refleksja, uspokojenie. I autorytet u ludzi. Może, ale czas autorytetów zupełnie już przeminął. Dzisiaj to przebrzmiała sprawa. Tylko teoretycznie. pani często jest zapraszana do programów, odpytywana na okoliczność bycia autorytetem w kwestii dobrych manier. Niebawem będzie pani prowadziła zajęcia z savoir-vivre'u. To będzie szkoła dobrego stylu. Będą wykłady choćby o tym, że każdemu z nas zdarza się popełnić gafę. O tym czym jest gafa. Jak z niej wybrnąć. Na przykład - należy zawsze wiedzieć z kim rozmawiamy, jak się ta osoba nazywa. To żaden wstyd powiedzieć: strasznie przepraszam, ale nie pamiętam, jak się pani nazywa. Gorzej udawać, że się kogoś kojarzy. Zupełnie jak w pani opowiadaniu, o rzekomej koleżance ze szkoły, której pani nie rozpoznała. Ksywa Pumpa. Pewnie było jej przykro, jeśli przeczytała ten fragment pani książki, Kocha, lubi i żartuje… Nie było, bo oczywiście Pumpę wymyśliłam. Ale zdarzyło się pani rozmawiaćz kimś, nie mając pojęcia kim ta osoba jest. Tak. Bawiłam się kiedyś na pokładzie amerykańskiego lotniskowca, z okazji jakiegoś festiwalu. Pamiętam, że był też Sasha Distel, wtedy wielka gwiazda. I rozmawiałam z takim wysokim panem, po francusku, naprawdę świetnie nam się rozmawiało. Nie bardzo wiedziałam, kim on jest. I podszedł Sasha, i poprosił mnie do tańca. Ale ja nie chciałam przerywać konwersacji. Na marginesie: miałam na sobie niebieską suknię, którą ozdobiłam znaczkami w kształcie radzieckich kosmonautów. To był czas podbojów kosmicznych. Obdarowywałam nimi oficerów amerykańskich, byli zachwyceni. A z Sashą nie zatańczyłam. Jakiś czas potem Andron Konczałowski zaprosił mnie do Moskwy, bo chciał, żebym zagrała w Szlacheckim gnieździe. Żeby Polka zagrała Rosjankę w rosyjskim filmie! To była mocna propozycja. Dostałam jednak zezwolenie, żeby zagrać w tym filmie. Andron zaproponował, że pójdziemy do pana Baskakowa, którego to była zasługa. Okazało się, oczywiście, że to był właśnie facet z lotniskowca. On się uśmiechnął i powiedział, że bardzo mu było miło ze mną rozmawiać, szczególnie, że ja nie wiedziałam, kim on jest. Może zawsze powinniśmy rozmawiać z ludźmi tak, jakbyśmy nie wiedzieli, kim oni są? Ale czy chcemy? Nie, ja chcę wiedzieć o ludziach jak najwięcej. Mnie ludzie ogromnie interesują. Lubi pani ludzi? Szalenie. Ludzie są po prostu niezgłębieni. Ich nieoczekiwane reakcje, kompleksy, tragedie - to coś niepowtarzalnego! Czy przez to oni do pani lgną? Chyba mogę tak powiedzieć. Ale ja też mocno zabiegam o ludzi. Wdaję się zawsze w rozmowę z kierowcą taksówki, z panią w warzywniaku. Zależy mi na tym, żeby zawsze było miło. Nie wiem dlaczego, zawsze tak miałam. W jaki sposób zabiega pani o ludzką sympatię? Tu nie chodzi właściwie o sympatię. Nie chodzi o to, żeby wszyscy mnie lubili, tylko żeby ludziom było dobrze. Niczego od nich nie oczekuję. Ja nawet nie bardzo lubię dostawać. Ciężko utrafić w mój gust. Ktoś może mi dać szklanego cukierka murano i zrobić mi nim większą przyjemność niż sprezentowaniem srebrnej cukiernicy. Strasznie mało rzeczy mi potrzeba. Życie w hotelach tego uczy. Z drugiej strony, jestem z pokolenia, które niczego nie wyrzucało. Bo trudno było o każdą rzecz. Co odróżnia człowieka, który doświadczył wojny, od innych ludzi? Nie wiem, ja tylko się o nią otarłam. Ale moja mama zachowała się bardzo trzeźwo. Tak, jakby zawsze tak było. I dużo arystokracji tak się zachowało. Ludzie z tytułami, herbami, bez problemu prowadzili kiosk ruchu. Księżna Izabella Radziwiłłowa była redaktorką w PIW-ie i jeździła małym fiatem. Potrafiła się jakoś w tej rzeczywistości odnaleźć. Z takimi tradycjami, bagażem wyniesionym z domu, łatwo się żyło w PRL-u? Ja nie odczułam żadnego bagażu. To były ciężkie czasy dla wszystkich, wszyscy coś potracili. Mam wrażenie, że pani wówczas trochę się unosiła nad powierzchnią ziemi. Szybko zaczęłam grać, wystąpiłam w filmie. Mama wynajęła malutki pokoik w Laskach. Dojeżdżała do Warszawy, ja dojeżdżałam do liceum im. Żmichowskiej na Plac Unii Lubelskiej. Było trudno, chłodno, troszkę głodno, ale ja tego właściwie nie pamiętam. Nie pamiętam strasznej niewygody. Może żyła pani trochę w świecie własnej wyobraźni? Bardziej był to świat, który skonstruowała sobie pani na własny użytek, niż realny? Skądże, realny. Ja się użerałam. Jak jechałam do Warszawy, to wsiadałam w Laskach do autobusu o i jechałam nim do Izabelina, bo ten jadący w stronę Warszawy był już pełny. Gdyby nie było wojny i zmiany ustroju, żyłaby pani w zupełnie innych warunkach. Ale nikt tak nie myślał! Nikt się nie zastanawiał, co by było, gdyby... Z takim nazwiskiem musiało być trudno. Nigdy tego nie odczułam. Rzeczywiście, nie chcieli mnie przyjąć do szkoły, do gimnazjum. Mama musiała to jakoś załatwić. Doradzano jej też zmianę nazwiska. Żeby zdobyć pół etatu w "Szpilkach", musiała dostać od ludzi poręczenie. Takie były czasy. Co panią wtedy ratowało? Kochanie, ja nie potrzebowałam żadnego ratunku. Mając 15 lat, grałam już w filmie. To, że była pani piękną, młodą aktorką działało jak immunitet? Ja nie byłam jeszcze aktorką, raczej dziewczęciem. Po pierwszym filmie wróciłam do Szymanowa, żeby zdać maturę. Dopiero od Wspólnego pokoju kręconego z Hasem zaczęłam grywać regularnie. Kręcąc filmy w tamtych czasach, trzeba było zapewne iść na kompromisy z władzą. Nie miałam takiej świadomości, bo to mnie nie dotyczyło. Dotykało raczej reżyserów, scenarzystów, generalnie - realizatorów. Czyli nie było wówczas takich dyskusji: dajmy im to, wtedy się od nas odczepią? Jeśli były, to nie ze mną. Żyła pani poza polityką? Nadal tak jest? Bardzo się interesuję polityką, ale wtedy żyłam kompletnie poza nią. Kiedy przyszła ta świadomość polityczna? Pamiętam, były urodziny Stalina i ogromna wystawa prezentów dla niego w Pałacu Kultury. Przyszłam do domu, mieszkałam wtedy z moim dziadkiem przy Narbutta. I powiedziałam, że to jest oburzające, jakie prezenty dają Stalinowi. Bo ja to bym mu dała w prezencie Warszawę. Wtedy mój dziadek wstał i dał mi po pysku. Bez słowa, a ja zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ale nigdy mi niczego nie mówił, ponieważ byłam paplą. Nie wiedziałam ani o Katyniu, ani o niczym. W pani domu nie rozmawiało się o Katyniu? W moim domu - nie. U nas nie było wielogodzinnych rozmów, kształcenia, wspólnego czytania książek. O nie, nie. A dzisiaj, kiedy pani słucha naszych polityków, co pani myśli? Podoba się pani polityka rozliczeń i czytania historii od nowa? Myślę, że ludziom trudno sobie przypomnieć tamte czasy. Stracili wszelkie proporcje. Ja nie cierpiałam, jeździłam na przeróżne festiwale. Nigdy jednak nie wyjechałam prywatnie, bo nie miałam dokąd. Nie miałam pieniędzy. Nie starałam się prywatnie o paszport. Na niczym mi nie zależało, więc byłam w komfortowej sytuacji. Pewna dziennikarka powiedziała mi kiedyś: pani się tak swobodnie czuje, bo właściwie cóż pani ma do stracenia? Uważam, że to jest genialne powiedzenie. Nie można mnie było niczym szantażować. Moja mama też nie robiła niczego, żeby mieszkać lepiej. Nie było w pani nigdy żadnej desperacji? Żadnej. W momencie, w którym kobieta staje się matką, jej sytuacja jednak się zmienia… No tak, ale jak się nie jest matką, to właściwie co się ma? Nową torebkę? Pani mama, po rozstaniu z pani ojcem, z nikim się już później nie związała. Nie, bo mamie zależało zawsze na tym, żeby nikt nie wtrącał się w nasze wychowanie. Przejęła pani takie nastawienie po mamie? Często powtarzamy życie naszych rodziców. Właściwie nie ma przed tym ucieczki. I podejście matki do mężczyzn też często się powiela. Jest taki fragment w pani książce, Nie wszystko na sprzedaż, który o tym mówi: "Nigdy nie próbowałam polegać na mężczyznach. Lubię zależeć wyłącznie od siebie. Staram się mieć do wszystkiego odpowiedni dystans. Do miłości również. W gruncie rzeczy wiem, że mogę liczyć tylko na siebie i to mi odpowiada". Myślę, że to jest jedno z najmocniejszych wyznań, które określa panią jako kobietę. Ale taka jest prawda. Nie żyję żadną złudą. A jakie to miało dla pani znaczenie, że wychowywała się pani bez ojca? Żadnego. Właściwie moje dzieci wychowałam też bez ojców. Oczywiście ojcowie jakoś tam uczestniczyli w ich wychowaniu, moje córki mają z nimi dobry kontakt, ale lubiłam sama decydować o różnych rzeczach. Samotność z wyboru jest największym luksusem kobiety. Urodziła Pani dwie córki. Nie chciała Pani mieć nigdy syna? Nie, nigdy. Bałabym się chyba, że bym go rozpuściła. To zupełnie, jak w opublikowanym niedawno w "Wysokich Obcasach" liście osiemnastolatki do hipotetycznej pięćdziesięciolatki, matki jej potencjalnego chłopaka. Rozpuszczonego, egocentrycznego Januszka-Mateuszka-Tomaszka. I tu dochodzimy do kondycji współczesnych mężczyzn. Rówieśników pani córek. Uważam, że Polska jest krajem kobiet. Silnych kobiet. Czym dla pani jest męskość? Hm, trudne pytanie. Niezależnością poglądów, autorytetem, dystansem do siebie, poczuciem humoru, niezachwianą wiarą w swoją praworządność. Niezależność finansowa jest miłym dodatkiem (śmiech). Czytając pani biografię, można odnieść wrażenie, że nie potrzebowała pani tak naprawdę mężczyzn. To pani odchodziła od mężów. Kobiety dobrze wiedzą, czego chcą. Jeśli tkwią w sytuacji, która nie ma sensu, to tylko z wygody lub z przyzwyczajenia. Nie chcą stracić mieszkania, nie będzie miał ich kto wozić samochodem… A ja pojadę na głuchą wieś, wynajmę sobie pokoik i będę panią samej siebie. Wyjdę z mieszkania, nic nie zabierając. Wcześniej mogę dbać o stoliczki i filiżaneczki, jednak jak odchodzę, to bez niczego. Tak mi się już w życiu zdarzyło. Miała pani trzech mężów. Kiedy odchodziła pani od Andrzeja Wajdy, sprzeciw towarzyski był silny. Wie pani, my rozchodziliśmy się ćwierć wieku temu. Nie chcę już do tego wracać, a gnębią mnie o to. Cóż, ja muszę mieć po prostu jakąś wewnętrzną wolność. Nie marzyła pani o tym, żeby pojawił się mężczyzna, z którym gotowa by pani była spędzić całe życie? To strasznie nudne - całe życie z jednym mężczyzną. Zawsze ciekawiej, jak jest ich więcej (śmiech). Ale to sprawa bardziej złożona: dzisiaj rozmawiamy tak, za miesiąc być może rozmawiałybyśmy inaczej. To tak samo jak z filmami. Czasem ten sam film jednego dnia wydaje nam się koszmarny, a innego możemy się nim zachwycić. Niedawno moja koleżanka powiedziała mi: mogłabyś mieć obok siebie takiego faceta, biznesmena, a jesteś sama. A być samemu jest cudnie. Idziemy na przyjęcie kiedy chcemy, wychodzimy kiedy chcemy. Nikogo nie targamy za sobą, nie musimy być zazdrosne. Powiedziała pani wcześniej, że wychowała córki wzrokiem. Mężczyzn też pani traktowała wzrokiem? Oni wszystko wcześniej wiedzieli! Zanim na nich spojrzałam. Mężczyźni doskonale widzą tak zwaną dyspozycyjną kobietę. W tłumie kobiet są w stanie wyłapać te dyspozycyjne i uległe. Czy którykolwiek z pani mężczyzn zdołał panią zdominować? Chyba żadnemu nie przyszło to do głowy (śmiech). Pięknym kobietom nie jest jednak łatwo. Czytałam niedawno książkę Zadie Smith, O pięknie. Jest tam fragment, w którym jedna z bohaterek wyznaje, że nigdy nie była pięknością i bardzo jej to odpowiadało, ponieważ dzięki temu jej mąż mógł się rozwinąć w swojej karierze akademickiej. Bo jeśli mężczyzna zdobędzie piękną kobietę, to jest tak skupiony na tym, żeby ją przy sobie zatrzymać, że nic innego nie może już robić. Myślę, że mężczyźni, którzy coś sobą reprezentują, nie reagują w ten sposób na piękno. Dla silnych mężczyzn piękne kobiety nie są problemem. Nie robią się przy takich pięknościach nerwowi? To tak, jak z bardzo przystojnym mężem. Czy to jest obciążenie? Myślę, że trochę jest (śmiech). A taki, który nikomu się nie podoba, jest lepszy? Miło otaczać się ładnymi, zabawnymi, inteligentnymi ludźmi, zamiast przeciętnymi, wiernymi i dobrymi. Dobro jest czymś nadzwyczajnym w naszej kulturze, chociaż jest pojmowane w dziwny sposób. Jak mówimy o kimś, że jest dobry, to myślimy - poczciwy. Ja nie jestem pewna, czy to właśnie jest dobro. Będę upierała, że taka uroda, to swoisty życiowy balast. Znałam osobę bardzo piękną, od której wszyscy się odwracali, bo była jedną wielką nudą. Właściwie należało ją położyć w kryształowej trumnie i podziwiać. Do tego się tylko nadawała. Piękno jest nudne, bo jest przewidywalne. Myślę, że są różne rodzaje piękna. Weźmy takie młode Włoszki. Zawsze są bardzo piękne, jak wstają rano z łóżka wyglądają tak samo olśniewająco jak na wieczornym bankiecie. I to jest wspaniałe, ale z wiekiem tracą urodę. No, może poza Sophią Loren. Sądzę, że zaletą Polek jest fakt, że potrafią za każdym razem inaczej wyglądać. Uważa pani, że Polki mają dobry gust? Kiedy pani jedzie autobusem, nie krzywi się pani na widok zbyt ciasnych spódnic, tandetnych butów? Nie jeżdżę autobusem. Nie przechadzam się też po ulicach, bo mnie to nie buduje. Myślę, że można na siebie założyć wszystko, jeśli jest się dzięki temu zadowolonym z siebie. Bo to już połowa szczęścia człowieka. Natomiast moda jest dziś kompletnie zachwiana. Wszystko możemy nosić do wszystkiego. Kiedyś, kiedy Polki musiały kombinować, było chyba lepiej. Nosiło się korale z fasoli, ale wyglądało się w nich szykownie. A pani jak się ubierała? Ja się nigdy nie ubierałam, nigdy. Tę bluzkę (pani Beata łapie się za tunikę, w której przyszła na wywiad - przyp. red.) moja przyjaciółka chciała wyrzucić do śmieci. Powiedziała, że już nie będzie w niej chodzić. Może za dużo namierzyłam się sukni w życiu? Słowo "krawcowa" wywołuje we mnie dreszcze. Ostatnio Wiktoria mówi do mnie: mamo, rozpruła ci się spódnica. Ja na to: wiem, dziecko. Ona: to może ją zszyjesz? A ja: nie ma sensu, ona mi się pruje za każdym razem, kiedy wsiadam do samochodu. Trochę się pani wykręca od odpowiedzi. Nie chce się pani ostro wypowiadać na temat stylu ubierania się Polek. A makijaż? A ceglaste róże? A ciemne podkłady? Cóż, teraz opalenizna jest szalenie modna (śmiech). Na przykład Kasia Skrzynecka, w "Tańcu z gwiazdami", jest niezwykle opalona... Ale ona się opala naprawdę, to nie jest makijaż. I to z klasą wygląda, pani zdaniem? Ja w ogóle się nie opalam, nie przepadam za słońcem. A klasa to kategoria subiektywna. Czemu właściwie zgodziła się pani zasiąść w jury Tańca z gwiazdami? Po pierwsze, uważałam, że to program, który ma szanse powodzenia. I miałam rację! Poza tym, mój udział w całym przedsięwzięciu jest niewielki. Co to takiego, popatrzeć, jak inni tańczą? A nie jest tak, że pani udział w tym programie podnosi jego prestiż? Nie sądzę. W tym biorą udział zawodowcy, którzy się znają na tańcu. Ja się nie znam, ale to mi pozwala pożartować, mieć do tego luźniejszy stosunek. Pani, aktorka Hasa i Wajdy, nie czuje się trochę głupio, występując w czymś takim? Nie, uważam, że to wspaniale działa na podejście do tańca w Polsce. Myślę, że to bardzo popularny program i nie można odnosić się z lekceważeniem do jego licznej widowni. A może gdyby nie było "Tańca z gwiazdami", ci ludzie oglądaliby w tym czasie coś ambitniejszego? Ale cała Polska się roztańczyła! To przecież ważne. Uważam, że to wspaniałe. Nie odczuła pani nigdy żadnego wstydu? Niesmaku? Nigdy, naprawdę. Występy w tym programie są ciekawe, bo on leci cały czas na żywo. Wszystko się tam może zdarzyć. Śmiechy i płacze są prawdziwe. Ja mam ambiwalentne uczucia, jak to oglądam. Pani jest dla mnie gwiazdą. Natomiast czy gwiazdą jest Kasia Cichopek? Ma ogromną widownię, która ją wybrała i ukochała. Ona sama to zdobyła i podoba się ludziom. Nie można tego ignorować, naprawdę. Ja nie rywalizuję z nikim przecież, bo sama nie tańczę. Poza tym, ja jako członek jury mogę ocenić kogoś lepiej lub gorzej, a i tak widzowie zdecydują o wszystkim swoimi esemesami. Ale to jest też kreowanie medialnej rzeczywistości. Ludzie, którzy występują w Tańcu, wspinają się na szczyty popularności. Występują potem w serialach, są na okładkach magazynów... Ależ kochanie, taka jest potrzeba. Mogą być brazylijskie seriale, a mogą być nasze. To już wolę polskie. Poza tym, to jest szansa dla młodych aktorów. A czy oni na długo zostaną w telewizji, czy przejdą do kina, to już czas pokaże. Ale przynajmniej mają szansę. Może już lepiej, żeby oni nie szli potem do kina... To nie dlatego nie kręci się dobrych filmów, że w telewizji lecą seriale! Może ludzie wolą zostać w domu przed telewizorem, niż iść do kina? A może? Nie wiem, jaka jest przyczyna. Kiedyś czekało się na filmy fantastycznych reżyserów, dzisiaj już ich po prostu nie ma. Środowisko filmowców też się chyba zmieniło? Nie wiem, ja w nim nigdy nie byłam tak naprawdę. Grałam w filmach, ale nie chodziłam do SPATIF-u. Miałam swój świat i do dzisiaj tak jest. Niby jestem w środku tego wszystkiego, ale w sumie stoję obok.

jestes dla mnie wielka dama ta jedyna ta wybrana