jeśli janek jedzie na rowerze
Jazda na rowerze po chodniku w sytuacji, w której nie jest to dozwolone, grozi otrzymaniem mandatu. Warto pamiętać też, że nawet jeśli rowerzysta jedzie po chodniku w czasie ulewy czy we mgle, musi zachować ostrożność i uważać na przechodniów. Powinien zmniejszyć prędkość i ustępować pierwszeństwa pieszym.
Na trening siłowy przeznaczam około 50-60 minut. Bezpośrednio po treningu siłowym warto jest wykonać trening aerobowy np. 6-10 km biegu lub 30-60 minut jazdy na rowerze. Czas jazdy i dystans do przebiegnięcia dopasujcie do swoich możliwości. Jeśli na początku dacie radę przebiec 1 lub 2 kilometry to i tak spalicie nieco tkanki
Początkujący rowerzysta – około 10-15 km/h. Średnio zaawansowany rowerzysta – około 20-25 km/h. Profesjonalny kolarz – powyżej 30 km/h. Jednakże warto pamiętać, że powyższe wartości są jedynie przybliżone i wynikają z wielu czynników, takich jak wiek, waga, kondycja fizyczna, rodzaj roweru, teren i wiele innych.
Jeśli janek jedzie przez dwie godziny na rowerze i pedałuje ze stałą siłą toa. Jeśli janek jedzie na rowerze i pedałuje ze stałą siłą, to zgodnie z drugą zasadą dynamiki powinien stale przyspieszać. A jednak z własnego doświadczenia wiesz, że nie można.
Rower jest jednym z najbardziej popularnych środków transportu. Może być używany do celów rekreacyjnych lub do codziennego przemieszczania się. Prędkość, z jaką można poruszać się na rowerze, zależy od wielu czynników, takich jak kondycja fizyczna, warunki drogowe i rodzaj roweru. Przy założeniu, że wszystkie inne czynniki są optymalne, prędkość roweru może wynosić od
nonton film all of us are dead sub indo lk21. Jazda na rowerze z dzieckiem to wielka frajda i wspaniały sposób na wspólne spędzenie czasu. Aby rodzinna wycieczka rowerowa była bezpieczna, musimy pamiętać o kilku istotnych kwestiach. Chodzi nie tylko o wyposażenie dziecka w kask, ale również o przestrzeganie zasad poruszania się rowerem. Dzięki temu wycieczka rowerowe z dzieckiem będzie bezpieczna i przyjemna Zacznę od tego, że przewożąc dziecko w foteliku rowerowym lub kiedy maluch jedzie na własnych dwóch kółkach, pamiętajmy, aby dziecko miało na głowie kask! Od tego należy rozpocząć przygotowania do wycieczki rowerowej. Kask ma chronić główkę dziecka, bo nigdy nie wiadomo co stanie się na drodze. Janek na rowerze na dwóch kołach jeździ od 3. roku życia. Na pierwsze dalsze wycieczki zaczęliśmy wyjeżdżać jak skończył 3,5 roku. Wtedy jeździliśmy po chodniku. Następnie stopniowo jeździliśmy ścieżkami rowerowymi, a ostatnio jeździmy ulicą. Jednak za nim wyjechałam z nim na wycieczkę rowerową, musiałam się przekonać, że syn potrafi zachować się w ruchu drogowym. Poniżej znajdziecie kilka przydatnych informacji, które pomogą wam jeździć bezpiecznie na rowerze z dzieckiem. Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem – dziecko w foteliku lub przyczepce rowerowej Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem możemy poruszać się na kilka sposobów. Dzieci do lat 7 możemy przewozić na rowerze na dwa sposoby. Albo na rowerze w specjalnym foteliku albo specjalnej przyczepce, którą mocujemy z tyłu roweru. Zarówno fotelik jak i przyczepka muszą być dostosowane do przewożenia dzieci. Pamiętajcie jednak, że długość roweru z przyczepką nie może przekraczać 4 metrów. Jadąc z dzieckiem w foteliku rowerowym, poza dopuszczonymi w przepisach wyjątkami, trzeba jeździć po jezdniach lub ścieżkach rowerowych. W maju 2011 roku wszedł w życie nowy Kodeks Drogowy (dokładniej mówiąc poprawki do Kodeksu) w którym dopuszczono do użytku przyczepki rowerowe. Od tego czasu przewożenie dzieci w przyczepce jest przyczepka konstrukcyjnie musi być przystosowana do przewożenia dzieci. Stąd przewożenie nieletnich w rowerowych przyczepkach towarowych jest nielegalne. Z dzieckiem w przyczepce możemy jechać jedynie po jezdni lub ścieżce rowerowej. Należy pamiętać, że posiadanie oświetlenia na rowerze, który ciągnie przyczepkę, nie zwalnia z odpowiedniego oświetlenia samej przyczepki. Niezbędne są: Co najmniej jedno światło odblaskowe i co najmniej jedno światło pozycyjne barwy czerwonej z tyłuJedno światło pozycyjne barwy białej z przodu – jeśli przyczepa jest szersza od roweru lub wózka rowerowego (roweru szerszego niż 90 centymetrów jak np. duża riksza – takie pojazdy nie mogą poruszać się drogą dla rowerów)Kierunkowskazy, jeśli konstrukcja przyczepki zasłania sygnalizowanie skrętu ręką Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem – jak jechać? Zgodnie z artykułem 2 Kodeksu Drogowego dziecko do lat dziesięciu kierujące rowerem jest pieszym. Z tego wynika, że nie może poruszać się po jezdni, ale tylko po chodniku. Osoba dorosła opiekująca się dzieckiem może iść obok niego po chodniku lub jechać na rowerze – także po chodniku. Artykuł 33 punkt 5. dopuszcza jazdę na rowerze po chodniku osoby dorosłej, właśnie w przypadku, kiedy opiekuje się dzieckiem do lat 10. Podsumowując: dzieci do lat 10 mogą kierować rowerem pod warunkiem że: są pod opieka osoby dorosłej,jazda odbywa się po chodniku. Jednak pamiętajmy, że przejeżdżanie po przejściu dla pieszych jest zabronione. Warto też uczulać dziecko na to, że na chodniku jest gościem i powinno jechać zbyt szybko i uważać na pieszych. Bezpiecznie na rowerze z dzieckiem, gdy jest ślisko, mgła lub inne złe warunki atmosferyczne, możemy przemieszczać się po chodniku. Prawo mówi także, że mamy możliwość poruszać się po chodniku, gdy:– szerokość chodnika ma minimum 2 metry,– ruch na drodze odbywa się z prędkością większą niż 50 km/h,– brakuje drogi rowerowej. Za pozostawienie jadącego na rowerze dziecka bez opieki grozi grzywna w wysokości nawet 5 tysięcy złotych. Ponadto, art. 160 § 2 Kodeksu Karnego głosi: (…) jeżeli na sprawcy, który naraził człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, dodatkowo ciąży obowiązek opieki nad tą osobą, podlega on karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Jeśli dziecko dosyć sprawnie jeździ na rowerze, możecie korzystać z drogi dla rowerów, choć uznaje się, że dziecko do 10 roku życia nie jest cyklistą i powinno poruszać się po chodniku. Tu również musimy uczulać dziecko, że drogą dla rowerów poruszają się inni rowerzyści i dziecko nie powinno nagle zatrzymywać się na ścieżce rowerowej lub jechać całą jej szerokością. Janek wie, że poruszamy się po prawej stronie i nie wolno mu gwałtownie hamować czy zjeżdżać na lewą stronę. Wie również, że jadącym szybciej należy ustąpić pierwszeństwa. Dziecko, które zna podstawowe przepisy i potrafi przewidywalnie zachowywać się na drodze, może próbować wyjeżdżać na jezdnię o małym natężeniu ruchu. Wcześniej czy później będzie musiało przyzwyczaić się do takiej jazdy. Jedź wówczas obok dziecka, po jego lewej stronie, ale tak, by nie poruszało się przy samym krawężniku, gdzie czaić się mogą dziury w nawierzchni. Niebezpieczne mogą być również samochody wyjeżdżające z miejsc parkingowych na chodniku. Mówi o tym Ustawa o Ruchu Drogowym: „3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.” Jeśli nasze dziecko ma powyżej 10 lat, to może przemieszczać się po ulicy tylko i wyłącznie pod opieką osoby dorosłej. Istnieje jeden wyjątek od tej reguły – karta rowerowa. Jeśli wie po której stronie powinno się poruszać, zna znaki oraz podstawowe przepisy ruchu drogowego to nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki dokument wyrobić. W każdej szkole bezpłatnie powinniśmy mieć możliwość wyrobienia karty rowerowej. Egzamin nie jest przesadnie trudny a satysfakcja posiadacza bezcenna! Należy też wiedzieć, że dziecko powyżej 10 roku poruszające się po drodze bez stosownych uprawnień naraża prawnych opiekunów na grzywnę w wysokości nawet 5000 złotych, naganę, a w skrajnej sytuacji sprawę w sądzie rodzinnym (przejaw demoralizacji i braku dbania o wychowanie dziecka). Podczas wycieczki rowerowej z dzieckiem poruszaj się za nim. Ja zdecydowanie wolę tę opcję, bo z jednej strony mam przegląd sytuacji, która dzieje się przede mną i mam Janka cały czas na oku. A kiedy mamy taką możliwość jadę obok niego. Wtedy również wszystko kontroluję i mam jednocześnie możliwość osłonięcia go przed ewentualną kolizją. Kiedy dojeżdżamy do skrzyżowań czy przejazdów rowerowych, zawsze się zatrzymujemy. Nawet jeśli nic nie jedzie. Wolę tysiąc razy się upewnić, że nie zaskoczy mnie nagle pojawiający się samochód. Na przejazdach zawsze wyprzedzam Janka i czekam aż on przejedzie, dopiero gdy znajdzie się po drugiej stronie, jadę ja. Jadąc z dzieckiem głośno mów, co powinno zrobić i dlaczego (np.: „teraz spojrzyj w prawo, gdyż z bramy może coś wyjeżdżać”, „teraz zatrzymujemy się, bo nie mamy pierwszeństwa”, „jedź po prawej stronie, żeby można nas było wyminąć”). Kiedy dziecko zachowa się nieodpowiednio lub wykona niebezpieczny manewr, staraj się nie reagować zbyt gwałtownie. Chociaż wiem, że wcale nie jest to łatwe. Jednak więcej osiągniemy spokojnie tłumacząc dziecku, co źle zrobiło. Bezpieczny rower dziecka – co powinien posiadać? Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia każdy jednoślad, nie tylko rower dziecięcy musi być wyposażony w co najmniej jedno: światło przednie białe lub żółte świecące ciągłym lub migającym światłem – czyli np. lampka przednia na baterie, akumulatory lub dynamo,światło tylne czerwone, odblaskowe,światło tylne świecące ciągłym, lub migającym (od 2002 roku) światłem,skutecznie działający hamulec,dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy o nieprzeraźliwym dźwięku (jego brak może skutkować grzywną w wysokości 50 zł),kierunkowskazy – tylko w przypadku kiedy konstrukcja roweru lub wózka rowerowego uniemożliwia sygnalizowanie zamiaru skrętu ręką. Dodatkowo warto zainwestować w kamizelkę odblaskową dla dziecka, aby zwiększyć jego widoczność na drodze. Po raz kolejny powtórzę, że dziecko powinno mieć na głowie kask. I nie ma, że nie chce go zakładać. Musimy znaleźć sposób, aby kask znalazł się na główce naszej pociechy. To dla jego bezpieczeństwa i naszej spokojnej głowy (notabene, my również powinniśmy jeździć w kasku). Aby zwiększyć bezpieczeństwo, należy regularnie serwisować rower dziecka, by w porę wychwycić nieprawidłowości, które mogą zagrażać bezpieczeństwu dziecka. Przed każdą wycieczką rowerową warto sprawdzić czy hamulce w rowerze dziecka działają prawidłowo i czy przerzutki dobrze „chodzą”. Podobało się? Podziel się
Każdy potrzebuje się czasem zresetować. Można iść do baru i na drugi dzień mieć ból głowy? Można! Ale gdy ktoś lubi podróże jest na to dużo lepszy i zdrowszy sposób: rzucić wszystko i pojechać na… Kaszuby i Pomorze rowerem. Dokładnie tak miałem przez ostatnie dni. Poziom rozczarowania i frustracji był już naprawdę wysoki. W skrócie: na ponad rok po powrocie z naszej 16-miesięcznej podróży nie tak to wszystko miało wyglądać (przynajmniej nie w moim wyobrażeniu). Bo nie po to człowiek od tego całego warszawskiego – z całym szacunkiem – korpo syfu uciekał, aby tenże syf dopadł go (choć tym razem pośrednio) ze zdwojoną siłą. Życie. Ale co Wam tu będę przynudzał. Przecież to o resetowaniu i podróżowaniu ma być ten wpis. Na pozytywnie! Bo moi drodzy naprawdę cudny i niezwykły mamy ten kraj. No i w końcu przyszła do nas prawdziwa, przepiękna złota polska jesień. Jednym z moich postanowień po powrocie było to, aby solidnie nadrobić zaległości na podróżniczej mapie Polski i to akurat powoli się udaje. Tym razem start w Kartuzach w sercu Kaszub. Sakwy na rower, auto na parking i siup do Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Pan Lodowiec narobił tu niezłego zamieszania. Człowiek jedzie nad morze i myśli, że będzie płasko. Akurat, cały czas pod górę! Co chwilę jakieś jeziorko, niekończące się lasy i gęsta plątanina ścieżek. To lubię. Szkoda tylko, że pogoda na start raczej szaro-bura. Niby klimatycznie, kolorowo, jesiennie, ale jednak tak trochę ponuro. Przez pół dnia deszcz uparcie leje mi się na głowę. Aż tu nagle… Nie wiem jak to się stało, ale gdzieś w okolicach Jeziora Żarnowieckiego pogoda zmieniła się w ciągu 5 minut nie-do-poznania! Cieszę się jak dziecko i biegam z aparatem po mokrym jeszcze od ulewy asfalcie! Ha, myślę sobie. I to jest w tym całym podróżowaniu najpiękniejsze. Uczucie, że calutki ten wspaniały świat masz dla siebie, możesz eksplorować go tu i teraz, cieszyć się nim, cieszyć się chwilą i proszę państwa – jest to zupełnie za free (największy wydatek to pizza i herbatka w jednej z zapuszczonych kaszubskich wioseczek – całe 10 zł!). A co najważniejsze: nie może zabronić mnie tego taki czy inny korpo gamoń. Ba, siedzenia przed namiotem dobrą godzinę i wpatrywania się w taki księżyc też! W kierunku morza lecę jak na skrzydłach. To trochę taka sentymentalna wycieczka do miejsca, w którym spędziłem większość wakacji swojego dzieciństwa: nadmorskiej miejscowośći Lubiatowo. A w Lubiatowie, nie wiem czy wiecie, znajdziecie najpiękniejszą plażę na świecie! W sklepie w Lubiatowie wszystko po staremu. To znaczy ekspedientka inna, lokalizacja inna, ale skład osobowy facetów popijających piwko Specjal taki sam. Ha, pewnie mnie nie poznali. Minęło z 10 lat od ostatniej wizyty. Zagaduje mnie dziadek na rowerze. – Co pan tutaj tak jeździ w tę i z powrotem? Może gdzieś nakierować? – Nie, nie – odpowiadam – zwiedzam stare śmieci. Ja tu proszę pana każdą najmniejszą ścieżkę znam! Słyszałem, że w Lubiatowie ma powstać elektrownia atomowa? – Tak, jednostkę wojskową zlikwidowali, ale powstała w tym miejscu jak na razie tylko fundacja terapii zajęciowej Anny Dymnej. Taki stan rzeczy mieszkańcom Lubiatowa pasuje. PGE nie robi chyba dobrej roboty jeśli chodzi o negocjacje społeczne, bo na co drugim domu wisi baner „Nie dla atomu w Lubiatowie”. Ale ja już dłużej debatować o elektrowni przed sklepem nie mogę. Czas goni. Jeszcze tyle wspomnień do odkurzenia. Tam poniżej na jednym wzgórzu widać latarnię morską w Stilo, niecałe 10 km od Lubiatowa. Przepiękne miejsce! Śmigam dalej na zachód w kierunku Łeby i Słowińskiego Parku Narodowego. Który to już raz marszrutę po Polsce wyznaczają mi muszelki szlaku pielgrzymkowego Świętego Jakuba. Gdzie nie wypatrzę na Google Mapie fajnej ścieżki na rower to pojawiają się – one. Chyba ktoś chce mi coś powiedzieć. Ale 4000 km pieszo z Polski do Hiszpanii?! Pieszo?! Może jeszcze nie teraz. Tymczasem jadymy, jadymy, bo się ściemnia. Ależ natura to potrafi stworzyć spektakl! Po rozbiciu namiotu gapiłem się na ten zachód pół godziny. Zdjęć mam ze sto. Co sekundę inne barwy i samoloty przelatujące na niebie. Ale najbardziej spodobał mi się kadr, gdy wszystko już tak jakby ucichło, uspokoiło się, a na łąkach pojawiły się mgły. A mgły oznaczają jedno. Idzie wyż i będzie strasznie zimna noc. Przeklinam to, że skoro i tak już na tę „podróż poślubną” pojechałem sam, to mogłem sobie chociaż zabrać dwa śpiwory zamiast jednego. No, ale po ubraniu się we wszystkie ciuchy jakie ze sobą miałem było całkiem znośnie. Miała być jesień, a nad ranem zrobiła się zima. Mglisty zachód, zimna noc oznacza też, że następnego dnia czeka mnie przepiękny dzień. Rozmrażam się szybko i pędzę w kierunku Jeziora Łebsko. Pamiętam je z dawnych lat i wiem, że w takim porannym świetle będzie wyglądać, że hej! Kaszuby, Pomorze – tak tu tymi regionalizmami rzucam, czas więc na mały kącik ciekawostek regionalnych (ziew). Ciekawostka nr. 1. W tutejszych przesądach przewija się demon Jablón. Aparycją nie grzeszy, wygląda jak na zdjęciu poniżej i to właśnie on jest odpowiedzialny za kradzieże jabłek w sadach. Ciekawostka nr. 2. Jedną z typowych atrakcji Kaszub jest tzw. Park Miniatur. Wejście płatne, miniatur całe pole, ale aby kaszubski kunszt miniaturyzowania docenić, nawet nie trzeba tam wchodzić. Kaszubi miniaturyzują wszystko na każdym kroku. Nawet własne domy. I na koniec ciekawostka nr. 3. Bardzo dużo łowią i jedzą w tych okolicach pstrąga, choć większość rybnych przybytków działa tylko w wakacje. Koniec ciekawostek, wracamy na trasę. Za Jeziorem Łebsko dalej na zachód już nie jadę, czas powoli zamykać moją rowerową pętelkę i gonić do auta z powrotem do Kartuz. Ale po drodze jeszcze kilka wspaniałości, bo przecież nie można od tak przejechać kolejnego wąskiego leśnego zjazdu na pobliskie torfowisko, prawda? Czy wreszcie nie zgubić zupełnie drogi i nie wpakować się w bagnisko rozciągające się wzdłuż rzeki Łeby. Tyle kilometrów na nic – myślę sobie, a na tym nie koniec nieszczęść. W drodze powrotnej – jak to w podróży – czas na trochę adrenaliny. Z wioski na krańcu świata wybiega na mnie gigantyczny bernardyn. Szczęśliwie krzykiem i patykiem udało się go jakoś spacyfikować. Darłem się tak głośno, że z pobliskiego domu wyszła nawet pani babcia właścicielka. „On, nie gryzie, nie gryzie…”. „Tak k… nie gryzie, bo od razu połyka” – myślę sobie i zwiewam ile sił w nogach. I to wszystko dla jednego zdjęcia łebskiego bagienka. Jeszcze mi powiedźcie, że w ogóle to zdjęcie jest brzydkie i Wam się nie podoba. Przygoda, przygoda. Ale już coraz mniej czasu do zmroku i nagniatać trzeba. A właśnie, czy ja już wspomniałem, że na Kaszubach i Pomorzu wykręciłem 270 km? Nic w tym szczególnego, ale uwaga: spokojnie ponad połowę tego drogami bez asfaltu. A to błoto, a to piach, a to leśne dukty albo taki klimatyczny – bruk. Na Kaszubach i Pomorzu zostało mnóstwo kilometrów takich dróg. Najpewniej po naszych przyjaciołach z zaboru pruskiego. Jeśli nie przepadacie jeździć rowerem wśród polskich kierowców samochodów, to te regiony są dla Was! Mnie na koniec pozostaje tylko po raz setny przyznać, że naprawdę piękny i niezwykły mamy ten kraj, a do tego tak często niedoceniany. Czujecie się przekonani: aby rzucić swoje poszarzałe kubikle i wybrać się na taki rowerowy, czy pieszo-samochodowy reset po Kaszubach i Pomorzu? Jeśli tak, to tradycyjnie zapraszam do podzielenia się wpisem na FB. Dzięki! Mapa trasy:
W ubiegłym roku Tomasz Pasiek dotarł rowerem nad Ocean Indyjski. W ciągu 48 dni, na przełomie czerwca i lipca, świecianin pokonał rowerem 7 tys. km. W czasie tej podróży przez osiem krajów stracił 11 kilogramów. Krótko po powrocie zapowiedział, że w kolejnym roku dokona jeszcze większego wyczynu. 28 maja wyrusza nad Pacyfik. REKLAMAOtworzy się w nowym oknie Podróżnik wyruszy rowerem z Jastrzębiej Góry i obierze azymut najpierw na Białoruś i Rosję, potem na Kazachstan i Kirgistan, a w końcu na Chiny. Pokonanie takiej trasy wymaga wielomiesięcznych przygotowań. I nie chodzi tylko o pracę nad kondycją. Znacznie więcej zachodu kosztuje zdobycie wszystkich koniecznych wiz i opracowanie jak najlepszej trasy, która pozwoli uniknąć później przykrych niespodzianek. REKLAMA - W tej chwili największy kłopot stanowią wizy - tłumaczy Tomasz Pasiek, na co dzień pracownik Izby Regionalnej Ziemi Świeckiej. - Problem w tym, że wiza turystyczna do Rosji nie pozwala na dwukrotny wjazd. Dlatego prawdopodobnie muszę zarzucić pomysł podróży przez Mongolię. Na mapie wydaje się, że Kazachstan i Mongolia graniczą ze sobą. W rzeczywistości jednak jest między nimi wąski pas należący do Rosji. Gdybym się tam zameldował, byłby to mój drugi wjazd, do którego nie upoważnia 30-dniowa wiza turystyczna. Dlatego wyznaczyłam nieco inną trasę wiodąca bardziej na południe, niestety omijającą Mongolię. REKLAMA Z wielokrotnym przekraczaniem granicy rosyjskiej nie byłoby problemu w przypadku wizy biznesowej. Gdyby udało się ją zdobyć, Pasiek mógłby zrealizować pierwotny plan podróży. - Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że korzystając z uprzejmości jednej z firm, byłbym w stanie uzyskać taką wizę. Nie wiem tylko, jak celnicy potraktowaliby biznesmena na rowerze? – śmieje się. - Mogliby mnie przepuścić, ale równie dobrze zniweczyć wszystkie plany o wyjeździe. Niestety, istnieje takie ryzyko. Dlatego w zasadzie zarzuciłem już plan podróży przez Rosję z tego typu wizą. REKLAMA Pewien problem stanowi także wiza chińska. Podobnie jak w przypadku rosyjskiej, dla turystów ważna jest tylko przez miesiąc. Dlatego usilnie stara się o wizę biznesową, która gwarantowałaby mu spokój przez 60 dni. Jeśli nie uda mu się jej otrzymać, będzie miał tylko 30 dni na przejechanie tego ogromnego krajuz zachodu na wschód. W zasadzie nie może pozwolić sobie nawet na krótką zwłokę. Bo wtedy będzie musiał znaleźć odpowiedni urząd, który przedłuży mu prawdo pobytu na terenie Chin. - Minusów tego rozwiązania jest wiele – przyznaje podróżnik. - Po pierwsze, byłbym zmuszony zmienić trasę i udać się do któregoś z dużych miast, a tego zawsze unikam. Choćby z powodu ruchu i ryzyka kolizji, ale też dlatego, że prowincja wydaje się dużo ciekawsza. Po drugie, nie sądzę, że załatwiłbym to od ręki. Zapewne musiałbym trochę poczekać. Być może nawet trzy, cztery dni. REKLAMA Oczywiście mógłby zaryzykować i próbować dokończyć wyprawę bez ważnego pozwolenia, ale w przypadku kontroli przez policję, czy po prostu podczas próby opuszczenia, pewnie trafiłby do aresztu. - A to wiązałoby się też z wysoką karą. Dlatego muszę załatwić wizę biznesową, a gdy to się nie uda, przejechać Chiny w ciągu miesiąca - tłumaczy. Równolegle z załatwianiem koniecznych formalności, Tomasz Pasiek kompletuje potrzebny sprzęt i uczy się języka rosyjskiego. REKLAMA W zasadzie zabiera to samo, co na poprzednią wyprawę. Chyba jeden z ważniejszych elementów ekwipunku stanowią specjalne, wzmocnione opony. Kupił też nowy, odpowiednio wytrzymały, namiot, aby poradził sobie z mocnym wiatrem na pustyni. Tuż przed wyjazdem jego rower przejdzie gruntowny przegląd w zaprzyjaźnionym serwisie Joanny Grzonkowskiej. - Zważywszy na fakt, że w Chinach jest najwięcej rowerów na świecie nie powinno być większych kłopotów z serwisem w przypadku, gdybym nie był w stanie samodzielnie usunąć jakieś usterki - To nie Bliski Wschód, gdzie rower jest pojazdem dużo rzadziej samym Szanghaju przypada kilka rowerów na mieszkańca. REKLAMA Od kilku miesięcy Tomasz Pasiek przykłada się także do wzmocnienia mięśni, które będą mu potrzebne wiosną i latem. - Pół roku za biurkiem zrobiło swoje - żartuje. - Ale powoli odzyskuję formę. Gdy tylko mam czas, wsiadam na rower i robię rekreacyjnie do 150 km dziennie, głównie w ulubionym kierunku, nad morze. W czasie takich treningów można np. powtarzać sobie słówka. Pasiek intensywnie uczy się rosyjskiego, który będzie mu potrzebny przez znaczną część trasy. REKLAMAOtworzy się w nowym oknie - Słabo znam ten język. Muszę go poznać jak najlepiej, bo będę przemieszczał się przez tereny, gdzie słaby rosyjski może być bardziej przydatny od dobrego angielskiego - podkreśla. - Jeśli idzie o Chiny, to wypisuję sobie jakieś podstawowe zwroty, ale nie łudzę się, że wiele z tego zapamiętam. Będę musiał posiłkować się notatkami, bo tam równie, zwłaszcza na zachodzie kraju, nie ma co liczyć na to, że porozmawiam z kimś po angielsku. Chyba, że będę miał trochę szczęścia. a [dot] bartniakextraswiecie [dot] pl
Jeśli janek jedzie na rowerze i pedałuje że stała siła to zgodnie z druga zasada dynamiki powinien stale przyspieszać. A jednak z własnego doświadczenia wiesz że nie można rozpędzić się bardziej niż do pewnej określonej prędkości. Wyjaśnij dlaczego tak się dzieje. PLIS do na jutro DAJE NAJ
Doskonale pamiętam dzień kiedy po raz pierwszy złamałem dystans 100 km na rowerze. I doskonale pamiętam dumę kiedy na liczniku po 99,9 km wyskoczyła setka. 100 km na rowerze to dystans który w świadomości wielu rowerzystów jest barierą nie do przejścia. Ale wiedz że po jej przekroczeniu nie ma już dla Ciebie już rzeczy niemożliwych. Dla mnie kolarski trening to najlepszy sposób na codzienne troski i stres. Wielu uważa że kilka godzin pedałowania po całym dniu w pracy nie jest normalne i lepiej było by ten czas spędzić odpoczywając przed telewizorem. Więc przyznam że i to mi się czasem zdarza… 😉 Ale do rzeczy… Żeby rowerowa przejażdżka sprawiała nam przyjemność i nie zaskoczyła po pierwszym zakręcie warto o niczym nie zapomnieć. (Więcej kolarskich tips & tricks). Wydawać by się mogło że kolarz i rower to wszystko czego potrzeba do szczęścia. Jest to absolutna prawda, przy założeniu że nie przytrafi się żadna niespodzianka. Jak pech to pech… Oto moja lista niespodzianek które mogą zepsuć trening czy przejażdżkę (lista do uzupełnienia). Defekt, kapec, tzw guma a po śląsku „pana”Nie wyregulowane przerzutkiGłódPragnienieZmrokOpady wszelkiego rodzaju ( z nieba ). 100 km to brzmi dumnie. Jednak zanim zdecydujesz się na taką odległość musisz mieć pewność że będziesz w stanie ją pokonać a twój organizm pozwoli Ci bezpiecznie wrócić do domu. Słyszałem wiele opinii że dopiero przy dłuższych przejażdżkach okazywało się że siodełko było źle dobrane, drętwiały ręce i nadgarstki, bolały kolana, plecy i inne części ciała. Przed dłuższą wyprawą musimy być pewni że nasza pozycja na rowerze jest optymalna. A co za tym idzie nie nabawimy się kontuzji i będziemy mogli czerpać z jazdy przyjemność. Dasz radę… Ważny jest również trening. Tak jak osobom chcącym zacząć przygodę z bieganiem odradza się start w maratonie, tak samo chcąc przejechać 100 km na rowerze należy sprawdzić się wcześniej na krótszych dystansach. Najlepiej sukcesywnie zwiększać pokonywane dystanse. Kilka razy zdarzyło się mi nie przeliczyć sił na zamiary. Całe szczęście mogłem zadzwonić po pomoc kiedy już całkowicie odcięło mi prąd. Wspinałem się akurat pod Przełęcz Salmopolską od strony Szczyrku. W nogach miałem jakieś 150 km. A do domu pozostało jakieś 40. Do tamtej pory jeździłem dystanse do 80 km i podwojenie odległości ( w dodatku po górach ) było ponad moje możliwości. Ciosem była ulewa która zaatakowała mnie kilkadziesiąt kilometrów wcześniej – kiedy podjeżdżałem pod Górę Żar. Z Żaru ubrany w worek na śmieci z otworami na głowę i ręce objechałem jeszcze Jezioro Żywieckie, przejechałem przez Szczyrk ale podjazd pod Salmopol wskazał mi miejsce w szeregu. Pogoda w górach gwałtownie się zmienia… Płynnie udało się przejść do tematu kurtki. Jeśli nie chcesz wyglądać (i czuć się) jak strach na wróble w worku foliowym zaopatrz się w lekką podręczną kurtkę przeciwdeszczowa. Zaletą jest ochrona przed wiatrem na długich zjazdach których w Beskidach jest pod dostatkiem. Jest wiele kurtek które można zwinąć i zmieścić w jednej z kieszonek. Ps. Jak ubierać się na rower jesienią przeczytasz w jednym z moich wpisów czyli tu: Jak ubierać się na rower jesienią? Większość kolarzy nie wozi z sobą plecaka. Więc przestrzeń bagażowa na rowerze jest bardzo ograniczona. Mamy do dyspozycji zazwyczaj 3 kieszonki na plecach i ewentualnie jakaś malutka torbę pod siodełkiem. Wskazałem 7 nieprzyjemnych niespodzianek z którymi można się spotkać na rowerowej wyprawie. Kolejny przykład z życia. Idealne niedzielne przedpołudnie. Wszyscy domownicy zajęci swoimi sprawami. Założenia: ja, rower i wijąca się asfaltowa ścieżka. Trasa: Brenna – Bielsko – Meszna – Buczkowice – Szczyrk – Salmopol – Wisła – Ustroń – Brenna. Idealna kilkugodzinna pętelka połączona z obiadkiem w jakiejś przydrożnej urokliwej karczmie. Założenia jednak okazały się pobożnymi życzeniami. Po 20 km napawania się okolicznościami przyrody złośliwa wyrwa w drodze zakończyła moja podróż . Dętka do wymiany. Dla kolarzy którzy wożą przy sobie zapasową dętkę, pompkę, łyżki do opon czy nabój z gazem nie jest to problemem. Jednak dla mnie był to wówczas kłopot. Nie miałem żadnego z niezbędnych przedmiotów. Wiec kolejne 2 godziny spędziłem prowadząc rower do domu, kląć pod nosem i unikając wzroku mijających mnie rowerzystów. Przestrzeń bagażowa to dużo powiedziane… Torebka pod siodełkiem musi pomieścić zestaw naprawczy. Absolutnie podstawowy zestaw to: Wiec dętka ( niektórzy mówią łatki ale o wiele prościej wozić ze sobą po prostu dętkę ),pompka lub nabój z gazem ( warto zaopatrzyć się w model będący w stanie napompować opony do względnego ciśnienia żeby dalsza podróż mogła przebiegać sprawnie przynajmniej do stacji benzynowej gdzie będzie można dopompować oponę do wskazanego ciśnienia,Adapter do pompowania zaworu Presta kompresorem do zaworów samochodowychŁyżki do opon , nie ma nic gorszego jak zdejmowanie opon z obręczy czym popadnie , np śrubokrętem , zawsze kończy się to jakimś uszkodzeniem obręczy, a zestaw 3 lekkich łyżek to wydatek rzędu 10 zł – na pewno dobrze wydanychKlucz rowerowy tzw multitool. Czy jest coś bardziej irytującego podczas jazdy jak przeskakując łańcuch, chrobotanie, stukanie, dzwonienie czy co tam jeszcze. A jeśli miało by to trwać przez 100 km na rowerze. W większości przypadków przyczyną są nie wyregulowane przerzutki , które albo przeskakują o dwa przełożenia albo wcale nie zmieniają biegów. Dlatego kolejną pozycją na liście przedmiotów w torebce podsiodłowej są klucze służące do drobnych napraw i regulacji osprzętu. Czasami wystarczy kilka imbusów i kilka minut żeby wyregulować przerzutki. Więc możesz pedałować dalej ciesząc się każdym obrotem korby. Warto to zrobić. Kiedy mamy już spakowaną torebkę podsiodłową w większości przypadków pozostają nam 3 kieszonki koszulki na plecach. Zostały też kolejne punkty z listy potencjalnych nieprzyjemnych niespodzianek. Jadę, jem i piję a może piję, jem więc jadę. Jeżdżę rowerem od kilku lat i zdarza się mi zaliczać wpadki. Zwykle nie mierzę sił na zamiary. Szczególnie jeśli mowa o jedzeniu na trasie. Więc nie bądź jak Janek i zabieraj ze sobą prowiant. Kilkugodzinna jazda na rowerze pochłania bardzo dużo kalorii, które należy na bieżąco uzupełniać. To samo dotyczy picia na trasie. Jeśli poziom płynów w bidonie niebezpiecznie zbliży się do dna warto go uzupełnić. Mój zestaw na tego typu wyjazd to zazwyczaj kanapka, banan i jakieś batoniki zbożowe. Oczywiście jeśli jest na trasie miejsce gdzie można smacznie zjeść to zawsze skorzystam z okazji :). Do picia zabieram zwykle dwa bidony. W jednym mam wodę a w drugim izotonik. Przy ekstremalnych upałach uzupełnianie płynów na trasie to u mnie norma. Ciemno wszędzie…gdy po 100 km na rowerze zapadnie zmrok. Zmrok potrafi zaskoczyć. Odnosimy wrażenie że jeszcze jest szaro ale po chwili… jest już CIEMNO. Nasz wzrok przyzwyczaja się do zmroku, wysyłając nam sprzeczne sygnały. 100 km na rowerze to dystans którego pokonanie musi zająć kilka godzin. Więc jeśli zaczniemy przejażdżkę zbyt późno po pewnym czasie możemy być niewidoczni na jezdni. I właśnie to jest dla nas niebezpieczne. Dlatego nawet jeśli nie masz oświetlenia i zaskoczy cię zmrok, pamiętaj o tym żeby mieć jakieś odblaskowe elementy na rowerze czy ciuchach. Więc jeśli przewidujemy że wyjście na rower nie skończy się przed zmrokiem pamiętaj o oświetleniu. Zawsze jakieś niespodziewane zdarzenie może opóźnić bezpieczny powrót do domu. Ile rowerzystek i rowerzystów tyle historii. Jestem pewien że macie swoje sposoby na przygotowanie się do każdej rowerowej przejażdżki. Ciekawy jestem Waszych wspomnień ze swoich pierwszych 100 km na rowerze. Zachęcam do dzielenia się swoimi rowerowymi historiami w komentarzach… A tymczasem zbieram się na rower… Zapisując się na newsletter otrzymujesz za darmo listy kontrolne. To specjalnie przygotowane arkusze które pomogą Ci spakować się na następny rowerowy wyjazd. Bez względu na kolarstwo które uprawiasz. Zachęcam. Gwarantuję konkrety. Jeśli interesuje Cię to o czym piszę i chcesz otrzymać za darmo rowerowe listy kontrolne zapisz się na newsletter.
jeśli janek jedzie na rowerze