jezioro w poludniowo wschodniej afryce
Liczba ofiar powodzi i ulewnych deszczów w południowo-wschodniej Afryce wzrosła do 115 osób 14 mar, 8:40, 2019 Liczba ofiar śmiertelnych w Mozambiku, Malawi i Republice Południowej Afryki w wyniku powodzi spowodowanej przez niezwykle niebezpieczny tropikalny cyklon Iday wzrosła do 115 osób, a liczba osób dotkniętych złą pogodą
Azja Południowo-Wschodnia to raj, ale ma swoje wady. Mateusz Rąbalski. 30.06.2020. Prawdopodobnie od dawna marzysz o tym, aby odwiedzić ten zachwycający region świata. Azja Południowo-Wschodnia bez wątpienia zachwyca pod względem pogody, przyrody, kuchni, miejsc do zwiedzania, ale przede wszystkim słynie z otwartych i gościnnych ludzi.
Największe jezioro w Afryce, jakim jest Jezioro Wiktorii, zajmuje powierzchnię 68 800 km². Jest nie tylko największym pod względem powierzchni jeziorem Afryki, ale także największym tropikalnym jeziorem świata, drugim co do wielkości słodkowodnym jeziorem na świecie, a trzecim, jeśli brać pod uwagę wszystkie jeziora, w tym słone.
Jezioro Matano o wschodzie słońca. Hendra Saputra. Jezioro Matano lub Matana nazywa się po indonezyjsku Danau Matano. Jezioro znajduje się w Sulawesi w Indonezji. Jest to 10. najgłębsze jezioro na świecie i najgłębsze jezioro na wyspie. Podobnie jak inne duże jeziora, jest domem dla zróżnicowanego ekosystemu.
kraj w Afryce wschodniej - krzyżówka. Lista słów najlepiej pasujących do określenia "kraj w Afryce wschodniej": UGANDA BURUNDI CZAD KENIA EGIPT MALAWI ERYTREA GHANA SUDAN MADAGASKAR DŻIBUTI MOZAMBIK TANZANIA SOMALIA ETIOPIA BUR SAFARI BANTU MALI RPA. Słowo.
nonton film all of us are dead sub indo lk21. Jeziora w Austrii Czasem nie mogę zdecydować czy Austria jest fajniejsza zimą czy latem. Jednego jestem za to pewna – praktycznie każda pora roku pozwala korzystać z tutejszego krajobrazu i przyrody na różne sposoby i to jest chyba najbardziej wartościowe. Zimą – narty zjazdowe, biegówki, ski touring i po prostu alpejska zima w najpiękniejszym wydaniu. Latem – wędrowanie po górach, nocowanie w schroniskach, via ferrata, kąpiele w jeziorach i tak dalej. Zawsze jest co robić, może poza krótkim okresem między kwietniem a majem. Kiedy w górach nie ma już wystarczającej ilości śniegu, żeby po nim śmigać, a szlaki wędrowne są jeszcze zamknięte. Latem spędzamy dużo czasu nad jeziorami. Zarówno w weekendy jak i po pracy, żeby chociaż na chwilę oderwać się od miejskiego upału. Mamy to szczęście, że w okolicach Salzburga nie brakuje przepięknych jezior o przejrzystej wodzie i dodatkowo otoczonych górami. Wystarczy 20min do 1:30h, żeby dojechać do kilkunastu, a ja publikuję dzisiaj osiem, które warto poznać. Od regionu Salzburga po Górną Austrię i Bawarię. Jeziora w Austrii – 8 wyjątkowych miejsc MONDSEE Jedno z najłatwiej dostępnych jezior dla zmotoryzowanych. Autostradą jedzie się tutaj z Salzburga 20min. Miejscowość Mondsee nadaje się na spacer wzdłuż wybrzeża, kawę czy lody nad wodą, ale moje ulubione fragmenty jeziora jest po drugiej stronie. Południowa i wschodnia część, to wąska kręta droga tuż przy jeziorze. Często ze skałami po drugiej stronie lub pojedynczo rozrzuconymi domami. Szczególnie lubię tamtędy przejeżdżać w okolicach zachodu słońca. Wszystko wygląda wtedy podwójnie magicznie. Na południu nie znajdziecie oficjalnych kąpielisk, a jedynie skrawki terenu przy którym można się zatrzymać i kąpać, co oczywiście ma swój urok. Jeżeli będziecie szukać większego, oficjalnego kąpieliska – dobrze wspominam Badeplatz Loibichl. Nie mogłabym też tutaj nie wspomnieć o mojej ulubionej aktywnej atrakcji Mondsee. To via ferrata Drachenwand, na skale zlokalizowanej tuż nad jeziorem. Widoki po drodze są naprawdę wyjątkowe, zwłaszcza kiedy dopisuje pogoda. Sama wspinaczka nie należy w każdym razie do łatwych i na niektórych odcinkach dochodzi do poziomu D bez możliwości zejścia z trasy. W weekendy warto zacząć wcześnie, żeby ominąć zwiększony ruch na ścianie. Zdjęcia z via ferraty Drachenwand Jeziora w Austrii – Mondsee ATTERSEE W słoneczne dni woda jeziora Attersee nie odbiega znacznie od koloru karaibskiego morza. Jest prawdziwie turkusowa, a wraz z otaczającymi jezioro szczytami tworzy wyjątkowy krajobraz. Ze względu na największych rozmiar wszystkich wymienionych tutaj jezior, Attersee nagrzewa się w sezonie najdłużej i nawet pod konie lata woda pozostaje dość chłodna. Kto będzie miał ochotę spojrzeć na Attersee z góry i spędzić dzień w ruchu – bardzo fajną wędrówką w okolicy jest Schobberstein. Jeszcze większe wrażenia zapewnia via ferrata na Mahdlgupf, ale od razu mogę dodać, że wymaga wyższego poziomu zaawansowania i siły, nie nadaje się więc dla początkujących. Na odcinku 6km pokonuje się ponad 900m przewyższenia, czasem na prawie pionowych ścianach, a sama wspinaczka trwa 4-5h. Mimo wszystko widoki po drodze i zachód słońca na szczycie są niesamowite. Widok ze szczytu Schoberstein Jeziora w Austrii – Attersee Via ferrata Mahdlgupf TRAUNSEE Traunsee to kolejne jezioro, gdzie możecie liczyć na doskonałe tło do kąpieli. Nad wodą wznosi się charakterystyczna góra Traunstein (1691m). A wędrówka na szczyt będzie bardzo dobrą alternatywą, jeżeli macie ochotę na spędzenie dnia aktywnie. Wejście na szczyt wymaga pewnego zaawansowania we wspinaczce. Niektóre odcinki bywają trudniejsze, a do pokonania jest ponad 1000m przewyższenia w mniej więcej 3h. Kogo interesuje jeszcze bardziej wymagająca ścieżka – na szczyt prowadzi też via ferrata o trudności D. Na samej górze można za to odpocząć w schronisku Gmundner Hutte, a nawet zarezerwować nocleg, co myślę, że jest super opcją biorąc pod uwagę widoki dookoła i jezioro w dole. Z niewymagających atrakcji – warto wybrać się do Traunkirchen, miłego na spacer i pięknie położonego miasteczka. FUSCHLSEE To nasze jezioro na letnie wieczory po pracy, żeby schłodzić się po upalnym dniu i złapać ostatnie promienie słońca. 25min jazdy od domu (najlepiej motocyklem) i po wskoczeniu do wody czujemy się, jakbyśmy byli na urlopie. Zaczynając od strony Salzburga zatrzymać możecie się przy Hofer Naturbadestrand. Przy kąpielisku znajduje się charakterystyczny długi pomost, który czasem przewija się na publikowanych zdjęciach z Fuschlsee. Inne opcje to Badeplatz Stöllinger, Fuschlseebad w samej miejscowości lub plaże po wschodniej stronie jeziora. Samą miejscowość Fuschl am See lubię z kolei szczególnie o zachodzie słońca. Nad brzegiem jeziora znajduje się kilka hoteli i restauracji z ładnie ulokowanymi miejscami na zewnątrz schowanymi pod drzewami. W okrągłym barze należącym do hotelu Schlick zamawiamy zazwyczaj Aperol Spritz – proporcje mieszają niemalże bezbłędnie. Zamiast usiąść przy stoliku, kieliszki zabieramy zazwyczaj na pomost i stamtąd oglądamy zachód słońca. To jest jak dla mnie jeden z fajniejszych sposobów na spędzenie zachodu słońca w okolicach Salzburga i smakuje pełnią lata. Jeżeli natomiast chodzi o aktywne spędzenia czasu – wędrówka na Schober (1269m) trwa 3:30h w obie strony (600m przewyższenia) i na szczycie zapewni widok na trzy jeziora – Fuschl, Wolfgang i Mondsee. Styczniowy wieczór na szczycie Schober, z którego rozpościera się widok na Wolfgangsee. WOLFGANGSEE Żadne z jezior nie robi takiego pierwszego wrażenia jak Wolfgangsee. Ciężko nie zachwycić się jego widokiem, kiedy jadąc z Salzburga w którymś momencie zza zakrętu wyłania się w całej okazałości. Najładniejszą okolicą do plażowania jest natomiast Furberg. To południowo-zachodnia część jeziora. Z kilkoma łąkami i wystarczającą ilością miejsca, żeby nie leżeć w ścisku. Tak jak w przypadku większości kąpielisk, parking jest płatny. 3euro za osobę + 5 euro od auta. Motocykl może wjechać bezpłatnie. Niekoniecznie polecam natomiast zachodni brzeg. Biegnie wzdłuż niego droga szybkiego ruchu i znajduje się kilka pól campingowych. Miasteczko St Gilgen ma przyjemną miejską plażę, ale polecam tylko poza sezonem i w ciągu tygodnia, bo w weekendy w środku lata pewnie nie ma tam miejsc. Z okolicznych atrakcji: Typową turystyczną atrakcją jest przepłynięcie statkiem z St Gilgen do Strobl, miejscowości znajdującej się w południowej części jeziora. Popularny jest też wjazd kolejką na Schafberg. Na tą samą górę prowadzi też szlak wędrowny, który może być alternatywą dla zmotywowanych do ruchu. Inną opcją wjazdu kolejką jest Zwolfihorn po drugiej stronie jeziora, który wlicza się do atrakcji Salzburgerland Card. Zimą to popularny szczyt do skitouringu, latem można też oczywiście wejść na górę na własnych nogach. Restauracja Hotelu Fürberg do najtańszych nie należy, ale to przyjemne miejsce na wieczorną lampkę wina. KÖNIGSSEE Rzut beretem od Salzburga, ale już wcale nie w Austrii, a w Bawarii. Königssee jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej znanych niemieckich jezior, przez co w sezonie przyciąga naprawdę sporo turystów. Warto tu przyjechać, ale polecam unikać pełni sezonu i weekendów, bo napotkacie tu tłumy . Nie szykujcie się też na plażowanie – jezioro nadaje się przede wszystkim do spacerowania. Możecie też przepłynąć się statkiem na drugi koniec, albo wybrać na wędrówkę na któryś z okolicznych szczytów. Na dobrą sprawę Königssee polecam przede wszystkim jesienią, kiedy drzewa mienią się złocistymi barwami, czy zimą, kiedy góry pokryte są śniegiem i wszystko dookoła wygląda jeszcze bardziej magicznie. GOSAUSEEN Ze wszystkich wymienionych tutaj jezior, Gosauseen określiłabym prawdopodobnie najładniej położonymi. Wszystko za sprawą wyjątkowego widoku na Dachstein – najbardziej wysuniętego na wschód alpejskiego lodowca. Jeziora (bo jest ich dwa) leżą na 933 a więc nawet w upalne dni nie jest tutaj szczególnie gorąco. Woda też nie nagrzewa się do wystarczających wysokich temperatur, żeby jeziora rzeczywiście było przyjemne do kąpieli. Mimo wszystko świetnie nadają się na niewymagającą wędrówkę-spacer na który spokojnie zarezerwować można pół dnia. Przyroda po drodze zachwyca, bo wszędzie jest mnóstwo wody – mniejszych i większych górskich potoków płynących lasami. Woda zalewa nawet czasem niektóre łąki tworząc malutkie wyspy, po drodze mija się też wodospad. Kto będzie miał ochotę na więcej i wędrówkę wysoko w góry, czarny szlak zaprowadzi was tuż pod lodowiec, do schroniska Adamekhutte. Otwarte jest między połową czerwca a końcem września i istnieje tu możliwość rezerwacji noclegu (zarówno prywatnych pokoi jak i wspólnych). Gwieździste niebo czy poranek pod lodowcem – brzmi nienajgorzej, prawda? LANGBATHSEE Mało znane jezioro w regionie Górnej Austrii, a tak naprawdę to dwa jeziora, bo poza głównym przednim jest też tylne. Większość moich austriackich znajomych nigdy tam nie była, a należą do moich ulubionych. Podobnie jak reszta jezior otoczone jest górami i doskonale nadaje się na spacer, wędrówkę czy kąpiel latem – bez plaży ale z mniej lub bardziej dzikimi miejscówkami wzdłuż jeziora. Nad jeziorem znajduje się rezydencja Franciszka Józefa z 1860, która służyła mu podczas polowań. Niedawno została odnowiona i dzisiaj podobno można ją wynająć, jednak za kosmiczną kwotę. Obejście obydwu jezior to odcinek prawie 7km, na który spokojnie można zarezerwować 2h. Kto będzie miał ochotę ruszyć wyżej w góry – Brunnkogel (1708m) to jedna z wędrówek, którą przeszliśmy sami. Nie jest technicznie wymagająca, ale pod koniec trochę się dłuży. Po drodze pokonuje się ponad 1000m przewyższenia, a wejście trwa 3-4h. Na szczycie czekać będzie na was widok na lodowiec Dachstein. Jeziora w Austrii – Langbathsee Rezydencja Franciszka Józefa z której korzystał podczas polowań w tych stronach. W drodze na Brunnkogel
Afryka marzyła nam się od dawna – długo wyczekiwana podróż, której esencją miała być piękna natura, parki narodowe i dzikie zwierzęta. Jaka była rzeczywistość? Planując od lipca zeszłego roku wyjazd do Afryki, w głowie miałem tylko jedno – najpiękniejsze parki narodowe południowej części Afryki. Poniżej zapraszam na zestawienie tych parków, które w jakiś sposób były różne od siebie i wywołały najwięcej naszych emocji! Park Narodowy Krugera w RPA Dla wielu najbardziej komercyjny park w południowej części Afryki. Według mnie – najlepsza opcja dla osób, które nie mają czasu i chcą zobaczyć jak najwięcej zwierząt w krótkim czasie. Kruger, to najlepiej zorganizowany park narodowy, w jakim byliśmy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Można jechać samemu samochodem na tzw. self drive, ale można też dać się obwieźć przewodnikom w zorganizowanej grupie. Można jeździć drogami asfaltowymi, ale też można zjechać na drogi bite i szutrowe. Kruger jest dla wszystkich, jest stosunkowo tani, a wszystkie formalności, permity oraz noclegi załatwia się na bramie wjazdowej do Parku. On nie potrzebuje pasów do przejścia! Bram wjazdowych jest kilka. My wybraliśmy tę na wysokości miasteczka Hazyview. Wjechaliśmy do Parku wcześnie rano i zostaliśmy tam trzy dni. W tym czasie mogliśmy bez pośpiechu przejechać przez cały Park Narodowy Krugera z południa na północ nie czując, że coś tracimy. Opcja self drive daje szansę zjechać w mniej uczęszczane rejony PN. Kruger to też świetnie przygotowana infrastruktura dla tzw. „niedzielnych turystów” – wszystkie kempingi są bezpieczne, dookoła ogrodzone, mają toalety i prysznice z ciepłą wodą. Te większe mają też restauracje, kawiarnie, sklepy, a nawet baseny, w których w godzinach południowych, gdy nie dało się wytrzymać żaru lejącego się z nieba, nawet my się schładzaliśmy. Pisze NAWET MY, bo kiedyś do takich luksusów w naturze podchodziłbym z rezerwą, a dziś albo się zestarzałem, albo faktycznie mają one sens, bo ludzie mają po prostu różne oczekiwania. Kruger takie właśnie jest – dla każdego. To chyba mąż i żona? ;-) PN Krugera będzie jednak dla mnie zawsze wspomnieniem pierwszy raz widzianej żyrafy i pierwszego słonia, które z gracją przechodzą przez drogę. Będzie też wspomnieniem od zawsze wyczekiwanego lwa, choć widzianego z daleka, ale jednak na żywo i w naturze! Park Narodowy Gonerazhou To pierwsze miejsce w Zimbabwe, które odwiedziliśmy i to właśnie ono utkwiło nam najbardziej w pamięci. Mimo wielu pięknych miejsc w dalszej części podróży przez Zimbabwe, to Gonerazhou NP kojarzyć nam się będzie z pierwszą rzeką pokonywaną w bród, kempingiem Chipinda Pools malowniczo położonym tuż nad rzeką, skąd przez całą moc dochodziły nas odgłosy hipopotamów. Nocleg z widokiem na kąpiące się hipopotamy! Pani reżyser tutaj rządzi! ;-) Gonerazhou w czasie gdy go odwiedzaliśmy był prawie całkowicie pusty. Przez dwa dni spotkaliśmy kilka osób i czuliśmy, że mamy ten ogromny teren prawie tylko dla siebie. Miejsce, które rozwaliło nas najbardziej to klify oświetlane promieniami zachodzącego słońca, a na pierwszym planie pałaszujący trawę słoń! Klifu Chilujo – najlepiej odwiedzić o zachodzie słońca Kyle Rectreational Park Do Kyle przyjechaliśmy tylko po to, aby zobaczyć nosorożce. Nie jest to łatwe, bo jest ich stosunkowo niedużo, ale uparliśmy się i powiedzieliśmy sobie – albo tu je zobaczymy, albo nie wyjeżdżamy stąd wcale! :) Kyle ujęło nas zupełnie przypadkiem dwiema kwestiami – pięknym sztucznym jeziorem, nad którym górują skały z bajecznie położonym kempingiem. Grunt tego kempingu to ogromna skała! Ale to co jest jeszcze lepsze w tym parku, to pełna swoboda poruszania się po nim. Park Krajobrazowy Kyle, bo tak trzeba by go nazwać, to stosunkowo rzadko odwiedzane przez zagranicznych turystów miejsce, więc reguły poruszania się po nim są dość luźne – można jeździć wszędzie tam, gdzie są drogi oraz ślady samochodów. Nie jeździ się tylko tam, gdzie nic wcześniej nie jechało. Coś, co irytowało mnie w Krugerze, czyli wiele tras, które są zamknięte dla turystów, a wyglądały na dość dzikie, w Kyle było na wyciągnięcie ręki. Wolność w Kyle Reacreational Park Tak też szukaliśmy nosorożców, wyjeżdżając jeszcze przed wschodem słońca w region parku, w którym mają swoje ulubione terytoria i gdzie codziennie rano przychodzą do wodopoju, jeździliśmy cichutko (o ile terenówka może być cicha!), zataczając coraz węższe koła wokół miejsca, gdzie spodziewaliśmy się je spotkać. W końcu się udało, a emocje które towarzyszą spotkaniu malutkiego nosorożca z matką, są ogromne. Mały i mama To dokąd teraz? Na prawo, na lewo czy prosto? Obłędne światło tuż przed zachodem słońca Mana Pools National Park Podobno najlepszy park narodowy w całej południowej części Afryki zaraz po Transfrontier NP… podobno… bo gdy do niego wjechaliśmy i już rozbiliśmy swój namiot dachowy na kempingu z widokiem na Zambezi… zerwała się ulewa, która trwała do następnego rana. Gdy wstaliśmy co prawda obudziły nas promienie słońca, ale cały teren wokół stał w wodzie. W drodze do Mana Pools NP – jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka! Widok z naszego miejsca kempingowego na rzekę Zambezi i Zambię po drugiej stronie. Wizytacja słoni na naszym kempingu Tropienie zwierzą podczas pory deszczowej jest trudne, bo wszystko momentalnie zarasta. Wyjeżdżanie gdziekolwiek kończyło się fiaskiem po przejechaniu 2-3 kilometrów. Samochód grzązł w błocie, a miejscami wręcz nie było widać, gdzie jest droga, a gdzie mokradła, bo wszystko było jedną wielką kałużą. Próbowanie objechania choć trochę Mana Pools nie było w ogóle możliwe. To, co nam się natomiast tam zdecydowanie udało, to zgubić tablicę rejestracyjną, w którejś z metrowych kałuż! Krajobraz po burzy! Hwange National Park Miejsce obłędne, ze względu na fakt, że stanęliśmy tam oko w oko z królem zwierząt. Być 3-4 metry od ogromnego lwa, który leniwie ziewa patrząc w Twoją stronę – bezcenne przeżycie. Warte zdecydowanie pieniędzy i wstawania przed wschodem słońca. Region, który szczególnie polecamy to tzw. patelnie, czyli puste od krzaków tereny parku, w których jest zwykle wodopój i do, którego schodzą co rano antylopy, żyrafy i zebry. Jeśli schodzą kopytne, to schodzą i drapieżniki! Rozespany kociak ;-) W poszukiwaniu większej ilości cienia… i spokoju od turystów! Warta uwagi jest tylko południowa część parku, północ można sobie zdecydowanie darować, bo jest sucha i krzaczasta, więc i tak nic się tam nie da zobaczyć. Chobe National Park Dla nas był to już któryś z kolei park narodowy, więc sam w sobie nie wywarł na nas dużego wrażenia. Trochę byliśmy też już rozpuszczeni widokiem żyraf, zebr, antylop, a nawet pary lwów, które się bzykały pod drzewem ;) To, co Chobe dało nam nowego, to perspektywa zobaczenia życia zwierząt z poziomu rzeki, a dokładnie z łodzi. Wypłynęliśmy na rejs po rzece o 15:30, a trwał on do zachodu słońca. Hippo jak kosiarka do trawnika! – To co stara, idziemy w lewo czy w prawo? To właśnie tam spotkaliśmy słońca, któremu było widać tylko trąbę i czubek głowy – przekraczał akurat rzekę. To tam widzieliśmy hipopotamy pasące się na jednej z wysp, na której czują się bezpiecznie. Wszystkie hipopotamy spotkane wcześniej, widzieliśmy tylko zanurzone w wodzie. Tutaj też spotkaliśmy ogromne krokodyle słodkowodne, które chłodziły się na brzegu rzeki rozdziabiając paszczę, jakby zapraszały nieuważne ptaki do wejścia im wprost do paszczy. Central Kalahari National Park Oj tego, to ja długo nie zapomnę. I nie dlatego, że były piękne krajobrazy, czy mnóstwo zwierząt! Oj nie! To tutaj poczułem czym jest jechanie przez piaskownicę wielkości Polski! Trasę, którą pokonaliśmy przez piaski Kalahari przyrównałbym do trasy od Bieszczad po Legnicę – dwa dni jazdy ze średnią prędkością 20-30 km/h, a podobno to i tak było szybko. To tutaj przestałem się w końcu bać jeździć po piasku. Obrzeża Kalahari widziane z drona Zabawy dużych chłopców w piaskownicy wielkości Polski A tak to czasem wyglądało z zewnątrz! Lęk, który nabyłem w Australii Południowej, w końcu udało mi się pokonać radząc sobie z naprawdę mega głębokim piaskiem. Kluczem do zagadki jest dobry samochód, spuszczone powietrze w kołach i trzymanie obrotów, które dają wystarczające momentum samochodowi. Aha, warto też mieć dużo paliwa, bo jak po 250 kilometrach zauważyłem, że nasz 80-litrowy zbiornik diesla jest już pusty, to w nerwach zacząłem liczyć, czy starczy nam paliwa na resztę trasy! Niezbędne przyrządy na Kalahari: kompresor, łopata do piasku i zupełny brak pośpiechu. Każdy piasek można pokonać, tylko nie można się spieszyć. Namib-Naukluft National Park Zupełnie inny niż wyżej opisane. Przeogromny park narodowy, który jest jedną wielką pustynią poprzecinaną niewyobrażalnie pięknymi wydmami. Właśnie dla tego parku przyjechaliśmy do Namibii, w której nic innego się już nie liczyło. Namibia to jedna wielka pustynia! Pustynia kamienista, żwirowa, piaskowa – każdy jej rodzaj w różnych konfiguracjach można spotkać w Namib NP. Zresztą, sam fakt, że nazwa kraju bierze swoją nazwę właśnie od tej pustyni (ponoć najstarszej na świecie!) świadczy o tym, jak ważne i niesamowite jest to miejsce! To zestaw naszych najpiękniejszych wspomnień, a teraz do rzeczy – jeszcze przez trzy dni trwa konkurs, w którym możesz wygrać bilet lotniczy dokądkolwiek z siatki połączeń linii KLM – szczegóły poniżej! KONKURS – do wygrania bilet lotniczy linii KLM My właśnie spełniamy swoje afrykańskie marzenie. Od ponad czterdziestu dni buszujemy samochodem terenowym po krajach Afryki Południowej. Wyjazd ten jest zorganizowany we współpracy z linią lotniczą KLM, która zechciała nas włączyć do swojej akcji #PodrozeMarzenKLM. Finałem tej akcji jest konkurs, w którym to TY możesz wygrać bilet lotniczy w dowolne miejsce na Ziemi, do którego lata linia lotnicza KLM. Co trzeba zrobić, aby wygrać bilet lotniczy? Zasady są bardzo proste: W poprzednim wpisie z RPA ukryliśmy jedno słowo związane z Parkiem Narodowym Krugera. Należy odnaleźć to słowo (mała podpowiedź – szukaj koloru charakterystycznego dla KLM). Na pozostałych 5 blogach biorących udział w akcji, zostały także umieszczone pojedyncze słowa, które należy odnaleźć – linki do wpisów z hasłami: Komplet 6 haseł oraz krótki opis Twojej Podróży Marzeń należy umieścić w formularzu znajdującym się na specjalnej stronie => Podróże Marzeń KLM Konkurs trwa od godz. 0:01 do 2018 godz. Wszystkie szczegóły konkursu, regulamin oraz formularze znajdziesz na stronie Powodzenia, a Ty powiedz, co najbardziej chciał(a)byś zobaczyć w tej części świata? Dokąd chciał(a)byś polecieć na tym bilecie? Może tak jak my do Johanesburga w RPA, albo do Windhuk w Namibii?
jezioro w poludniowo wschodniej afryce